Decyzja Benedykta XVI o abdykacji była
zapowiadana przez wiele działań papieskich – uważa jeden z
najwybitniejszych współczesnych amerykańskich teologów Scott Hahn.
Piętnaście miesięcy później – wskazuje amerykański teolog – „4 lipca
2010 roku Benedykt XVI udał się (…) do katedry w Sulmina, nieopodal
Rzymu, i tam modlił się przed relikwiami Celestyna V”.
Oba te wydarzenia, jego zdaniem, przeszły jednak niezauważone, i
dopiero teraz można zrozumieć znaczenie tych gestów, w których papież
nawiązywał do decyzji swojego poprzednika, który został wybrany na
papieża tuż przed osiemdziesiątką, nieco wbrew własnej woli, i
zrezygnował zaledwie pięć miesięcy później. „A teraz Benedykt XVI
zdecydował się pójść w jego ślady” – konkluduje teolog.
_____________________________
Jest lipiec 1294 roku. Od ponad 2 lat po śmierci papieża Mikołaja IV
świat chrześcijański cierpi na brak przywództwa. Konklawe, w którego
skład wchodzi 11 kardynałów nie jest w stanie wybrać nowego papieża.
Zebrani kardynałowie pochodzący ze zwalczających się rodów oraz
stronnictw o odmiennych zamiarach, wydają się wprost sparaliżowani
zaistniałą sytuacją, być może jest im ona nawet na rękę. Na co zresztą
wskazują ich zadziwiająca opieszałość. Nie pomaga nawet błaganie króla
Neapolu, który pojawia się, żeby przynaglić kardynałów do wyboru nowego
papieża. Dzieje się to jednak do czasu kiedy dociera do nich płomienny
list od niejakiego Piotra Murrone - pustelnika zamieszkującego jaskinię
położoną nieopodal Neapolu. W swoim piśmie grozi niezdecydowanym
namiestnikom kościelnym karą Bożą za ich opieszałość w wyborze
Wikariusza Chrystusa. Wydaje się, że list jest tak tak zaskakujący i
przejmujący w swojej wymowie, a osobę autora otacza tak wielki nimb
świętości, że purpuraci decydują się, że nowym papieżem zostanie
właśnie, autor owego listu. Po krótkim głosowaniu konklawe obiera
ubogiego pustelnika nowym następcą świętego Piotra. Od tego momentu
rozpoczyna się ciąg niecodziennych wydarzeń zakończony nie mniej
zaskakującym finałem.
Po powzięciu swojej decyzji kardynałowie wraz ze swoją świtą oraz
towarzyszącym im tłumem ruszają po swojego nowego papieża. Ma nim zostać
człowiek, który od kilkudziesięciu lat mieszka w górskich jaskiniach.
Człowiek, którego jedynym przyodzieniem jest włosienica, a za pokarm
służy mu chleb i woda. Aby dostać się do pustelni przyszłego papieża
należało się udać wzdłuż stromego zbocza liczącym kilkaset metrów
szlakiem. Na to zdobywa się już tylko jeden z kardynałów Piotr Collona
oraz węgierski królewicz Karol Martel, a w ślad za nimi podążają biskupi
(w zastępstw nie nieobecnych kardynałów), rycerstwo, możni i plebs.
Piotr pustelnik z początku nie chce przyjąć daru w postaci papieskiego
tronu, usłyszawszy jednak, że odmowa była by nieposłuszeństwem wobec
Boga i groziłaby schizmą, pada krzyżem przed tłumem i przyjmuje wybór na
papieża. Odtąd Piotr z Murrone staje się Celestynem V.
Jak z ludzkiego punktu widzenia wielką przepaść dzieliło dawne życie
pustelnika z tym, które go ma czekać wystarczy zapoznać się z poniższym
fragmentem przedstawiającym jego dotychczasowe zwyczaje. Taki oto opis
życia pustelnika Piotra przekazuje nam Warren Carrol za Horace Mann'em w
swojej „Historii Chrześcijaństwa”:
„Umartwiał się nosząc włosienicę, opasywał się skórzanymi węźlastymi
pasami, a nawet łańcuchami. Kiedy umęczone ciało odmawiało mu
posłuszeństwa i nie mógł już ani stać, ani klęczeć, kładł się na deskach
w skurczonej pozycji, a zamiast poduszki podkładał pod głowę kamień
albo kawałek drewna; srogą zimą przebywał na odsłoniętej górze, a jego
ubrania zupełnie nie chroniły go przed zimnem. Nigdy nie jadł więcej niż
tylko , by przeżyć. Zazwyczaj chleb, który spożywał był tak czerstwy i
twardy, że trzeba go było łamać młotkiem, a w czasie czterech lub
sześciu postów, których corocznie w całkowitym odosobnieniu
przestrzegał, jadał zaledwie dwa razy w tygodniu, a i wtedy były to
tylko chleb i woda”.
Jednak to nie jego odzienie i zwyczaje, zresztą nie aż tak bardzo rzadkie i ekscentryczne jak na owe czasy, powinny wzbudzić nasz podziw do tego człowieka. Otóż, niewiele się o tym pisze ale Piotr, zanim został Celestynem V, był założycielem nowej wspólnoty zakonnej, która za jego życia liczyła już ponad 600 osób, zamieszkujących 40 eremów. Aby uzyskać specjalne przywileje dla swojej wspólnoty uczestniczy w Soborze Lyońskim II. Jego osobę od lat otaczała aura świętości. Warto również podkreślić jego status społeczny. Otóż pochodził z ubogiej chłopskiej rodziny i był 11 dzieckiem spośród dwanaściorga rodzeństwa. Nikt nie mógł spodziewać się, że ten tak doświadczony przez ubóstwo człowiek zostanie głową Kościoła.
Jednak to nie jego odzienie i zwyczaje, zresztą nie aż tak bardzo rzadkie i ekscentryczne jak na owe czasy, powinny wzbudzić nasz podziw do tego człowieka. Otóż, niewiele się o tym pisze ale Piotr, zanim został Celestynem V, był założycielem nowej wspólnoty zakonnej, która za jego życia liczyła już ponad 600 osób, zamieszkujących 40 eremów. Aby uzyskać specjalne przywileje dla swojej wspólnoty uczestniczy w Soborze Lyońskim II. Jego osobę od lat otaczała aura świętości. Warto również podkreślić jego status społeczny. Otóż pochodził z ubogiej chłopskiej rodziny i był 11 dzieckiem spośród dwanaściorga rodzeństwa. Nikt nie mógł spodziewać się, że ten tak doświadczony przez ubóstwo człowiek zostanie głową Kościoła.
W podobny sposób jak żył tak miał i wkroczyć do Stolicy Piotrowej.
Otóż do wiecznego miasta jak podaje tradycja miał wiecheć na osiołku,
odziany w swoje zniszczone pustelnicze szaty. Z pewnością nie takiego
papieża wyobrażali sobie mieszkańcy Rzymu i zapewne nie tak Piotr
wyobrażał sobie swoją posługę. Taki opis możemy znaleźć w żywotach
świętych, w których pojawia się z racji późniejszej kanonizacji. Jednak
cytowany już wcześniej amerykański historyk Carrol umiejscawia jego
konsekrację nie w Rzymie, lecz w Aquilli nieopodal Neapolu. Tak czy
inaczej Bezspornym pozostaje fakt, że to właśnie z leżącego nieopodal
Aquilli klasztoru w Collemagio postanowił rządzić chrześcijańskim
światem. Czy jednak na pewno on to postanawia? Dalsze jego losy mogą
temu przeczyć. Mimo osobistych przymiotów i zasług (zatwierdzenie
reformy franciszkańskiego zakonu, oraz rozbudowa własnego zgromadzenia
zakonnego) wikła się w zależność od króla Neapolu - Karola d'Anjou. Jak
się wydaje powoli pustelnik zaczyna stawać się marionetką w rękach
możnych. Widząc swoją ułomność z właściwą sobie pokorą i prostotą, mimo
oporu otoczenia po 5 miesiącach od konsekracji abdykuje i udaje się do
swojej pustelni na górze Murrone...
Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________