Próby, jakim podlega nasza wiara, mogą być bardzo różne. Taką próbą może być
wejście w nowe środowisko, gdzie wiara jest postrzegana inaczej niż w moim środowisku
dotychczasowym. Są środowiska, w których wiara jest czymś oczywistym. Otóż jeśli
ktoś pochodzący z takiego środowiska znajdzie się wśród ludzi niewierzących lub
mało wierzących, musi się bardzo wewnętrznie zmobilizować, ażeby nie ulec atmosferze
tego nowego środowiska. Wiara wielu nie wytrzymuje tej próby i ulega częściowemu lub
nawet całkowitemu załamaniu stosunkowo szybko po przeniesieniu się do nowego miasta lub
kraju, czy w jakieś nowe środowisko zawodowe lub towarzyskie. Za to ci wszyscy, którzy
pilnują wówczas wiary jak swego najcenniejszego skarbu, wychodzą z takiej próby z
wiarą umocnioną i odnowioną.
Dla niektórych ludzi próbą, w której ich wiara ulega rozbiciu niby okręt podczas
burzy morskiej, jest możliwość osiągnięcia jakiegoś atrakcyjnego dobra za cenę
nieprzyznawania się do Chrystusa lub złamania Bożych przykazań. W obliczu takiej
pokusy okazuje się nieraz, że wiara nie jest dla kogoś czymś najważniejszym i że
taki powierzchowny chrześcijanin niewiele się przejmuje słowem Pana Jezusa o tym, iż
nawet zapanowanie nad całym światem nie zrównoważyłoby człowiekowi szkody
poniesionej na duszy (Mt 16,26).
Owym dobrem, które ktoś może wybrać wbrew Chrystusowi, bywa niekiedy drugi
człowiek (Mt 10,37). Dziś zdarza się to wręcz często, że katolik wiąże się
małżeństwem z osobą, która jest mężem lub żoną kogoś innego. Osobiście
najtrudniej mi zrozumieć taką decyzję u osoby, która odznaczała się przedtem żywą
pobożnością. Zawsze przypominają mi się wtedy słowa Pana Jezusa z przypowieści o
siewcy, słowa o tym człowieku, który "słucha słowa i natychmiast z radością je
przyjmuje, ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały" (Mt 13,20n).
Rzecz jasna, nie brakuje Bogu prawdziwych przyjaciół, którzy również w próbach
bardzo trudnych niezmiennie przy Nim trwają, a doznawana przez nich próba przyczynia
się tylko do tego, że związują się z Bogiem jeszcze mocniej. To właśnie takich
ludzi dotyczy obietnica zapisana w Liście Jakuba: "Błogosławiony człowiek, który
wytrwa w pokusie, gdy bowiem zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany
przez Pana tym, którzy Go miłują" (1,12).
Nie jest moim zamiarem sporządzać wyczerpującej listy prób, jakim może być
poddana nasza wiara. Ale wspomnijmy przynajmniej o duchowym trzęsieniu ziemi, jakiego
ktoś może doznać, kiedy umiera najdroższa mu osoba, o której ocalenie modlił się
bardzo gorąco. Albo kiedy ktoś zbyt często musi słuchać kazań, potwierdzających
najbardziej negatywne stereotypy księdza. Albo kiedy ktoś jest świadkiem lub nawet
ofiarą jakiegoś nagannego postępowania ludzi Kościoła. Albo kiedy komuś nagle
zabrakło człowieka, który stanowił główną podporę w jego życiu duchowym. Nie
sądzę, żeby dało się wyliczyć wszystkie przyczyny, mogące spowodować u kogoś
zamieszanie w wierze.
O tych doświadczeniach, przez które musi przejść nasza wiara, mówi się w Nowym
Testamencie uderzająco często. Raz po raz wzywa się tam nas do wytrwania w wierze,
nawet jeśli w oczach ludzi wystawia to nas na śmieszność, izolację lub
prześladowanie. "Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" (Mt 10,22; 24,13);
"Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie" (Łk 21,19); "Wytrwajcie
we Mnie, a Ja [będę trwał] w was" (J 15,4); "Wytrwajcie w miłości
mojej!" (J 15,9); "Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia"
(Ap 2,10) -- to najbardziej znane wezwania Nowego Testamentu, aby trwać w wierze
również wówczas, kiedy to wymaga szczególnego zmobilizowania się.
"Nic nam nie pomoże cały czas naszego życia i naszej wiary -- czytamy w
pochodzącym z roku około 130 Liście Barnaby (4,9) -- jeśli teraz, w porze
niegodziwości i wśród nadchodzących zgorszeń, nie stawimy oporu, jak to przystoi
dzieciom Bożym, aby Czarny nie mógł się wślizgnąć".
Wróćmy do Nowego Testamentu. Znajdziemy tam dwa obrazy, które szczególnie trafnie
podkreślają znaczenie trwania w wierze aż do końca, pomimo wszelkich prób, na jakie
nasza wiara może być wystawiona. Wspomnieliśmy już o obrazie pszenicy, która nie
zrealizuje sensu swojego istnienia, dopóki nie wyda plonu (Mt 13,18-23). Plonem wiary
jest życie wieczne. To właśnie dlatego "nic nam nie pomoże cały czas naszej
wiary", jeśli obumrze ona w nas przed wydaniem tego plonu.
Obrazem drugim są zawody sportowe. Sportowcy, którzy nie dobiegną do mety albo
biegną byle jak, uczestniczą w nich na próżno (1 Kor 9,24-27; Flp 3,13n; 2 Tm 2,5;
4,7n). W Liście do Hebrajczyków znajduje się nawet następujące wezwanie: Jeśli
chcesz dobiec do mety, musisz się odchudzić, musisz zrzucić z siebie ten ciężar,
który ci w biegu przeszkadza; owym niepotrzebnym i przeszkadzającym tłuszczem, którego
musisz się pozbyć, jest, rzecz jasna, twój grzech (Hbr 12,1).
Warto wiedzieć, że cały List do Hebrajczyków jest jednym wielkim wezwaniem do
wytrwałości w wierze, skierowanym do chrześcijan, którzy niejeden już raz cierpieli
za wiarę, ale którzy się w końcu zmęczyli wysoką ceną, jaką wciąż musieli
płacić za swoją wierność Chrystusowi. Z Listu wynika, że jego bezpośredni adresaci
nie mogli już udźwignąć zarówno społecznej marginalizacji, jak coraz to nowych
prześladowań za wiarę.
Przejmująco brzmi słowo Boże zwrócone do tych dzielnych, ale skrajnie zmęczonych
ludzi, ażeby mimo wszystko się nie poddawali, tylko jeszcze mocniej przylgnęli do
Chrystusa: "Przypomnijcie sobie dawniejsze dni, kiedyście to po oświeceniu
wytrzymali wielką nawałę cierpień, już to będąc wystawieni publicznie na szyderstwa
i prześladowania, już to stawszy się uczestnikami tych, którzy takie udręki znosili.
Albowiem współcierpieliście z uwięzionymi, z radością przyjęliście rabunek waszego
mienia, wiedząc, że sami posiadacie majętność lepszą i trwającą. Nie pozbywajcie
się więc nadziei waszej, która ma wielką zapłatę. Potrzebujecie bowiem
wytrwałości, abyście spełniając wolę Bożą, dostąpili obietnicy" (Hbr
10,32-36).
Takiej samej wytrwałości potrzebuje katolik, bardzo już zmęczony swoją
samotnością, przed którym staje trzecia już lub czwarta z kolei szansa ułożenia
sobie życia rodzinnego, ale bez kościelnego ślubu. Ponadludzka wytrwałość, możliwa
tylko dzięki łasce Bożej, potrzebna jest również człowiekowi udręczonemu
nieszczęściami, na którego spada jeszcze jakieś następne nieszczęście. Zarazem
błogosławiony ten człowiek, który ludziom tak udręczonym potrafi dodać otuchy i
pomóc im w trwaniu przy Jezusie jako naszej jedynej nadziei.
Co dobrego dzieje się w próbach wiary, jeśli staramy się przejść przez nie, mocno
trzymając się Jezusa? Najkrócej odpowiada na to pytanie Apostoł Piotr: "radujcie
się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń.
Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota,
które przecież próbuje się w ogniu" (1 P 1,6n).
Tu chciałbym się zwierzyć z mojego niedawnego odkrycia. Mianowicie zauważyłem, że
tę słabość wiary, którą my, Polacy, nazywamy wątpieniem i chwiejnością w wierze,
nowotestamentalna greka określa jako dwoistość. Człowiek chwiejny w wierze to dla
Apostoła Jakuba dipsychos, "ktoś o rozdwojonej duszy" (Jk 1,8; 4,8).
"Wątpić" to w Nowym Testamencie diakrinein, czyli "dwójmyśleć",
"dwójsądzić", wyznawać jednocześnie dwie niezgodne z sobą rzeczy (Mt
21,21; Rz 4,20; Jud 22; Jk 1,6). "Wątpić" to ponadto distazein, czyli
"wychylać się w dwie strony" (Mt 14,31; 28,17).
Bo rzeczywiście: Nawet człowiek, który gorąco się stara oddawać całe swoje serce
Jezusowi, nieraz zauważa w sobie taką cząstkę, która nie zna Boga i nie chce Mu
zaufać. Ta dwoistość, jaką w sobie nosimy, istotnie obniża wartość naszej wiary.
Toteż różne próby, przez jakie nasza wiara musi przechodzić, są dla niej szansą.
Są jak ogień, w którym może się w nas wypalać to wszystko w naszych poglądach i
postawach, co nie jest przeniknięte wiarą. Musimy się tylko gorąco modlić -- za
siebie i za naszych bliźnich -- ażeby w tych próbach nie stało się z nami coś
odwrotnego, ażeby sama nasza wiara się w nich nie załamała.
Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________