Mariologiczne zamyślenia bł. ks. Michała Sopoćki
Wiele
atramentu zużyto, aby opisać piękno maja, ale nawet to, co napisano,
nie może tak do końca odzwierciedlić rzeczywistości. Jakże pisać o
lesie, w którym kwitną białe zawilce? Jak opisać krople rosy na liściach
paproci? Czy można oddać na piśmie szum młodych tataraków i trzcin oraz
rechot żab w stawach? Co napisać o tulipanach, narcyzach lub innych
wiosennych kwiatach, o słodkim zapachu konwalii czy bzu, śpiewie
słowików, jak oddać piękno łąki z jej bogatą gamą różnorodnych ziół? I
wreszcie jak opisać tyle odcieni koloru zielonego, albo jak oddać urok
falujących na wietrze młodych kłosów żyta?
W maju cały świat
modli się i wychwala Maryję: zorza poranna, gwiazda wieczorna, błękitne
niebo, wieczorny ciepły deszcz, las bezwietrzny, pola kiełkujące zbożem,
pachnące akacje… Wdzięcznym kwileniem chwalą swą Panią słowiki,
skowronki, jaskółki,... Tylko człowiekowi czasem brakuje odwagi, aby
wyrazić całe swe uczucie do najlepszej z Matek, które serce pomieścić
nie może, więc klęka przy kapliczce przydrożnej i śpiewając Litanię Loretańską
zachwyca się każdym wezwaniem, jak pierwszym wiosennym kwiatem. To Ona –
Maryja jest naszą Gwiazdą Zaranną, Bramą Niebieską, Różą Duchowną,
Wieżą Dawidową i na dodatek znacznie cenniejsza od kości słoniowej. A
„spośród wszystkich tytułów, jakimi zdobimy imię Maryi, – pisał ks.
Michał Sopoćko – tytuł Matki Bożej jest najwspanialszy, jest źródłem i
przyczyną całej Jej świętości i wielkości”. Maj jest miesiącem
poświęconym naszej Matce – Matce Bożej. W nim cały Kościół przyłącza się
do tej pieśni chwały, jaka wznosi się od łąk pokrytych dywanami
kwiatów, lasów rozśpiewanych szumem drzew i głosami ptaków, bo „Ona –
jak stwierdza Jan Paweł II, jest blaskiem, który nie przyćmiewa
światłości Chrystusa, bo istnieje w Nim i przez Niego”.
Miłość nigdy się
nie męczy w wymyślaniu wciąż nowych słów czy określeń, w których mogłaby
się wypowiedzieć. Chyba jest to jakieś prawo miłości, że kochanej
osobie nadaje się wiele imion. I może właśnie dlatego modlimy się tą
przepiękną litanią imion, śpiewając, mówiąc, szepcząc – niezmordowanie
wołamy do Tej, która „widziała największe miłosierdzie we Wcieleniu i
Odkupieniu, w którym sama wzięła czynny udział i przez to stała się
naszą Matką” (ks. Sopoćko). Za każdym razem, gdy dyskretnie wzdychając
prosimy o wstawiennictwo i Maryja przychodzi, by zatroszczyć się o los
swoich dzieci, by przynieść ulgę w cierpieniu, słowa zachęty, wskazać
drogę do Syna. Jej obecność i macierzyńską opiekę, Jej czułość odczuwamy
najbardziej i dlatego nasze serca lgną najmocniej do Niej – do Matki.
Maryja miłuje nas Sercem, które pragnęło jedynie Boga i we wszystkim
Boga szukało, Sercem najgorętszym, które takim płonęło żarem miłości, że
jak mówił św. Bernard: „cudem było, że Maryja mogła żyć wśród płomieni
miłości Boga”.
Ona miłuje nas
każdym swym słowem, które było zgodne z wolą Bożą, w którym wielbiła
Bożą dobroć, tak, że Jej życie stało się niejako jednym hymnem
pochwalnym Bożego Miłosierdzia. Miłowała czynem, gdzie każdy Jej czyn,
wielki czy mały, wypływał z łaski Bożej i zmierzał wprost do Boga;
miłowała cierpieniem, bo zawsze pokorna, uległa i z wolą Bożą zgodna,
przyjmowała od niej wszystko chętnie i zarówno za pociechy, jak za
boleści dziękowała Panu. Ta miłość Maryi jest bez porównania większa od
wszystkich ludzi na świecie i dlatego św. Franciszek Salezy nazywa
Maryję Królową miłości, a ks. Sopoćko stwierdza, że „Boskie Serce Jezusa
cieszy się miłością swej Matki, miłością tak czystą i tak wielką”.
Ojciec Święty Jan
Paweł II mówił, że „mamy przyjąć do swego życia Matkę Jezusa i
codziennie bardziej Ją kochać i lepiej poznawać”. A jaka była Maryja?
Postrzegała siebie jako służebnicę, wyznając, że Bóg jest Jej jedynym
Panem, którego może lepiej uwielbić swoją codziennością zakorzenioną w
otwarciu się na Ducha Bożego i pełnieniu Jego woli. Wiedziała, że
potrzebuje wolności, której dawcą jest Bóg, nie takiej wolności, którą
preferuje świat, a w efekcie prowadzi do zniewolenia, ale wolności jako
warunku zaistnienia miłości, tętniącej autentyczną radością ducha. Ona
czuła się otulona troskliwą opieką Opatrzności i miała świadomość, że to
Bóg daje poczucie bezpieczeństwa, pomaga, kształtuje subtelny, nasycony
szacunkiem sposób odnoszenia się do bliźnich. Bóg w oczach Maryi jest
pokorny. Ona wiedziała, że pokorą człowiek zwraca na siebie Jego uwagę i
wzbudza zainteresowanie. Świat preferuje pychę i niezależność, Maryja
natomiast stawia na pokorę, czyli życie w prawdzie, które kształtuje Jej
styl przeżywania miłości do Najwyższego i do ludzi. Dlatego w tym
kontekście w sposób szczególny brzmią słowa Matki Bożej skierowane do s.
Faustyny: „ustawicznie przebywaj z Bogiem we własnym wnętrzu, On ci
będzie mocą”. (Dz. 784).
Dla Matki Jezusa
Bóg jest wszechmocny. Maryja miała świadomość, że swoją wielkość i
znaczenie w dziejach ludzkości zawdzięcza więzi z Bogiem i obdarowaniu
przez Niego. Ona czerpała szczęście z tej więzi, bo Jej miłość zasadza
się na wdzięczności. My natomiast często upatrujemy szczęście poza
Bogiem i dlatego nieustannie doznajemy wielu rozczarowań i zawodów.
Maryja zaś dbała o szacunek należny Jego Osobie, dziełom, prawom, które
nadał i dzięki temu może być pewna Jego miłosierdzia, które jest znakiem
niezwyciężonej siły, bo miłosierdzie nie jest słabością i nie może
opowiadać się za przemocą, ale wypełnia się na co dzień przez miłość.
Jest naszą Matką, która „wyjednywa nam łaski i sprowadza miłosierdzie
Boże na nas” (ks. Sopoćko).
Maryja była zawsze
zanurzona w Duchu Świętym. To wielki sekret Jej świętości, niedościgłej
wiary, niespotykanej głębi kontemplacji i niepojętej skuteczności
ewangelizacji. Spoglądała na świat i jego dzieje zanurzona w Duchu
Świętym. Na cokolwiek patrzyła, patrzyła Duchem, wszystko dla Niej było
obecnością Ducha i Ona sama chciała być doskonałym Jego mieszkaniem. Od
Niego otrzymała charyzmaty potrzebne pierwszej wspólnocie – miała dar
rozeznania, co widzimy w Kanie Galilejskiej; dar wyjednywania cudów, co
potwierdza wesele w Kanie (ukazując, że cud czyni zawsze Chrystus na
skutek naszego błagania i wiary); dar mądrości, bo przez Ducha Świętego
poznawała prawdy o swoim Synu i rozważała je w sercu. Dlatego Jan Paweł
II modlił się często słowami: „Proś za nami Maryjo Twego umiłowanego
Syna, aby udzielił nam obficie Ducha Świętego, Ducha prawdy, który jest
źródłem życia. Przyjmij Go dla nas i z nami...”.
Oblubienica Ducha
Świętego jest pierwszą, dla której każdy dar Ducha
Świętego był wezwaniem do służby. W tym tkwi źródło niezwykłej moc
Maryi. Ale Jej doświadczenie powinno stać się udziałem każdego z nas.
Jeśli jak Ona dzięki otwartości na łaski Ducha będziemy żyć tak, aby
wola Boża wypełniała się przez nasze życie, to możemy być pewni, że Bóg
wysłucha każdej naszej modlitwy. Wymaga to jednak od nas umiejętności
wsłuchiwania, rozważania i rozpoznawania Jego woli. Możemy ją rozeznać
na tyle, na ile jesteśmy z Nim zjednoczeni. Maryja była zjednoczona z
Bogiem w sposób najdoskonalszy, dlatego nie tylko umiała odczytywać, co
jest Jego wolą, ale i chciała tego samego, czego chciał Bóg. Stąd s.
Faustynie nakazywała: „polecam ci usilnie, abyś wiernie spełniała
wszystkie życzenia Boże. Tę wolę Boga przedłóż ponad wszystkie ofiary i
całopalenia”. (Dz. 1244).
Na mapie maryjnej
pobożności można dostrzec wiele jasnych punktów, gdzie czci się Maryję
sercem, ciszą, modlitwą, śpiewem… Są to miejsca święte, w których
wypełniają się słowa Maryi wypowiedziane w Fatimie: „Jezus chce, abym
była lepiej znana i miłowana”. Wielkie maryjne światła palą się na
wszystkich kontynentach – jest wśród nich Guadalupe i Lourdes, jest Rue
du Bac i Fatima, jest Rzym i Częstochowa, jest Ostra Brama i La Salette.
W różnych miejscach na świecie, w różnych wizerunkach, nazywana różnymi
imionami ta sama Maryja – ta sama, jedna, jedyna. Ta, która przyjęła
Boga w sobie, by dać Go ludziom wszystkich czasów i każdej przestrzeni.
„Z naszej strony
najlepszym ujawnieniem miłości, czci względem naszej Matki – jak pisze
ks. Sopoćko – będzie naśladowanie Jej cnót”. Raduje się matczyne Serce
Maryi, że wśród Jej dzieci są takie, które na tę miłość odpowiadają
bezgranicznym zawierzeniem swojego życia: Jan Paweł II wołał – „Totus
Tuus” – cały Twój Maryjo; Prymas Tysiąclecia – „Wszystko postawiłem na
Maryję!”, Prymas Hlond – „Nie poddawajcie się zwątpieniu! Zwycięstwo
przyjdzie! I będzie to zwycięstwo Maryi”, św. Maksymilian Kolbe –
„Wszystko dla Niepokalanej”. Każdy z nas jeśli pragnie wzrastać duchowo
musi być blisko Maryi, czuć Jej dyskretną, ale nieustającą i pełną
zatroskania obecność. To nas, Jezus powierzył swej Matce jako swoich
synów i córki. Ona wciąż ochrania przyjaciół Jezusa płaszczem
macierzyńskiej opieki. „To Ona – jak mówił Ojciec Święty Jan Paweł II w
Licheniu – nieustannie i niezawodnie kieruje nas ku Chrystusowi. To Ona
budzi w nas pragnienie świętości i pomaga w niej wzrastać”. Nie wahajmy
się więc powierzyć swego życia opiece najlepszej z Matek, bowiem „nie
jesteśmy zupełnie bezpieczni – stwierdza bł. Sopoćko, i zawsze możemy
upaść (dlatego) Maryja musi nadal otaczać nas nieustanną opieką i czuwać
jak matka nad dzieckiem bawiącym się nad brzegiem przepaści, byśmy nie
wpadli w jeszcze większą nędzę”.
W Maryi składamy
hołd tym wszystkim kobietom, które część swojego życia oddały drugiemu
człowiekowi. Tylko one wiedzą jak kosztuje miłość – ciągi nieprzespanych
nocy, dnie wypełnione gotowaniem kaszek, podgrzewaniem mleka, praniem,
sprzątaniem, drżeniem o każdy kaszel i każdy skok temperatury; w
bezustannym zalataniu, żeby ze wszystkim zdążyć; a potem troska o każdy
samodzielny krok małego człowieka, który zaczyna nieporadnie wchodzić w
życie; i samotność. W Maryi oddajmy hołd wszystkim matkom, które słowu
„kocham” nadały najpełniejszy kształt.
s. Maksymiliana Kroczak, ZSJM
Congregavit nos in unum Christi amor
________________________________