W
dniach od 10 do 14 czerwca 1923 roku Pan Jezus rozpoczyna dyktować siostrze
Józefie swoje Wezwanie do świata, którego myślą przewodnią jest pytanie: Czy
ludzie o tym wiedzą?
...Jestem
Miłością. Serce moje nie może już dłużej powstrzymać płomienia, który je
trawi.
Do
tego stopnia kocham dusze, że życie swoje za nie oddałem. Z miłości dla nich
zostałem jako więzień w tabernakulum. Od dwudziestu wieków mieszkam w nim nocą
i dniem, zasłonięty postaciami chleba i ukryty w Hostii, znosząc z miłości
zapomnienie, samotność, wzgardę, blużnierstwa. zniewagi, świętokradztwa...
Z
miłości dla dusz zostawiłem im sakrament pokuty, by móc im przebaczać i to nie
tylko raz lub dwa. ale tak często, jak tylko będą potrzebowały dla odzyskania
łaski. Tam czekam na nie... Pragnę, by tam przychodziły obmyć się ze swoich
win. nie wodą. lecz moją Krwią. Różnymi sposobami objawiłem w biegu wieków moją
miłość do ludzi: ukazałem im, jak Mnie pochłania pragnienie ich zbawienia.
Dałem im poznać swoje Serce. Nabożeństwo to. jak światło, rozprzestrzeniło się
po świecie. Dzisiaj jest ono środkiem, którym posługuje się dla poruszenia serc
większość tych, co pracują nad rozszerzeniem mego Królestwa.
Obecnie
pragnę czegoś więcej. Jeśli bowiem proszę dusze o miłość w odpowiedzi na tę.
która Mnie spala, to nie tylko o ich wzajemność mi chodzi. PRAGNĘ, BY WIERZYŁY
W MOJE MIŁOSIERDZIE, by wszystkiego wyczekiwały od mej dobroci, by nigdy nie
wątpiły w moje przebaczenie. Jestem Bogiem, lecz Bogiem Miłości. Jestem Ojcem,
ale Ojcem, co kocha z czułością, a nie z surowością. Serce moje jest
nieskończenie święte, lecz i nieskończenie łagodne, A znając nędzę i słabość
ludzką, nachyla się ono ku biednym grzesznikom z NIESKOŃCZONYM MIŁOSIERDZIEM.
Kocham
dusze, które, popełniwszy pierwszy grzech, z pokorą przychodzą Mnie prosić o
przebaczenie... Kocham je jeszcze, kiedy opłakały swój drugi grzech, i jeśli się
to powtarza, nie mówię miliard, ale milion miliardów razy. kocham je i
przebaczam im zawsze i zmywam w tej samej Krwi ostatni jak i pierwszy upadek.
Ja
się nie męczę duszami i moje Serce oczekuje bez przerwy, by przychodziły
chronić się w Nim i to tym więcej, im bardziej są nędzne. Czy ojciec nie
troszczy się więcej o dziecko chore, niż o te, którym nic nie dolega? Czyż nie
okazuje mu więcej czułości i troskliwości? Tak i moje Serce z większą jeszcze
delikatnością i współczuciem zwraca się do grzeszników, niż do sprawiedliwych.
Oto
co pragnę duszom wytłumaczyć: będę pouczał grzeszników,że MIŁOSIERDZIE SERCA
MEGO JEST NIEWYCZERPANE; duszom oziębłym i obojętnym - że Serce moje jest
ogniem, który chce je rozpłomienić, ponieważ kocha; duszom pobożnym i dobrym
-że Serce moje jest drogą, po której kroczy się ku doskonałości i dociera
bezpiecznie do błogosław ionego kresu. W końcu od dusz Mi poświęconych, więc
kapłanów i zakonników, od dusz wybranych i uprzywilejowanych, zażądam raz
jeszcze, aby Mi ofiarowały swoją miłość i nie wątpiły o mojej miłości, lecz
przede wszystkim, aby Mi okazały swoją ufność i by nie wątpiły w moje MIŁOSIERDZIE.
Jakże to łatwo spodziewać się wszystkiego od mego Serca...".
Dnia
12czerwca 1923 roku Pan Jezus rozwija podjęty temat następująco:
„Pragnę
przebaczać, pragnę królować, pragnę przebaczać jednostkom i narodom. Pragnę
królować nad duszami, nad narodami i nad całyrn światem. Pokój mój pragnę
rozszerzyć aż po krańce świata, lecz w sposób szczególny na tę błogosławioną
ziemię, kolebkę nabożeństwa do mego Serca. Tak, pragnę być jego pokojem, jego
życiem, jego królem: jestem Mądrością i Szczęściem, jestem Miłością i
Miłosierdziem, jestem Pokojem, będę królował.
By
zmazać niewdzięczność świata, wyleję strumień miłosierdzia. By wynagrodzić jego
zniewagi, powołani na ofiary dusze, które wyjednywać będą przebaczenie... Tak,
w świecie jest dużo dusz. pragnących Mi się przypodobać... Są jeszcze dusze
wspaniałomyślne, które dadzą Mi wszystko, co mają, bym mógł się nimi posługiwać
stosownie do mych zamiarów i do mej woli.
By
królować, pocznę świadczyć miłosierdzie, królestwo bowiem moje jest Królestwem
Pokoju i Miłości: Oto cel, który pragnę urzeczywistnić, oto moje Dzieło Miłości...!
Wezwanie
moje kieruję do wszystkich: do dusz Mi poświęconych i do dusz żyjących w
świecie, do sprawiedliwych i do grzeszników, do uczonych i do prostaczków, do
tych. co rozkazują i do tych, co słuchają. Wszystkim oświadczam: Jeśii chcecie
szczęścia - jestem nim. Jeśli szukacie bogactw - Ja jestem nieskończonym bogactwem.
Jeśli pragniecie pokoju -jestem pokojem. Jestem Miłosierdziem i Miłością.
Pragnę być Królem...!"
Następnie
zwracając się bezpośrednio do siostry Józefy mówi: „...A teraz, Józefo, zacznę
mówić wprost do świata i pragnę, aby po twej śmierci dowiedziano się o moich
słowach. Ty zaś będziesz żyła w zupełnym i najgłębszym ukryciu, ponieważ
jednak jesteś ofiarą przeze Mnie wybraną, będziesz cierpiała i umrzesz
pogrążona w cierpieniu! Nie szukaj wypoczynku ani ulgi: nie znajdziesz jej.
ponieważ Ja wszystko w ten sposób ułożę. Ale miłość moja cię podtrzyma i nie
zawiedzie cię nigdy...!
Przychodzę cię strawić i rozpłomienić. Oto cale moje pragnienie... Rozpłomienić
dusze... Zapalić świat... Niestety, dusze odrzucają płomień. Lecz Ja
zatriumfuję, one należeć będą do Mnie, a Ja będę ich Królem. Cierp ze Mną w tej
intencji, by świat poznał Mnie i by dusze przyszły do Mnie. Cierpienie sprawi,
że Miłość zatriumfuje...! Chcę, aby świat poznał me Serce, aby ludzie poznali
moją miłość. Czy oni wiedzą o tym, co dla nich uczyniłem?
To
właśnie chcę im wyjaśnić...
Pisz
więc, Józefo:
Pewien
ojciec miał jednego syna. Byli oni możni, bogaci, otoczeni liczną slużbą i
posiadali wszystko, co życie czyni zaszczytnym, dostatnim i przyjemnym. Niczego
i nikogo do szczęścia nie potrzebowali. Syn wystarczał ojcu, a ojciec synowi,
obaj we wzajemnym ze sobą stosunku znajdowali doskonałe szczęście, a szlachetne
i ofiarne ich serca pochylały się z miłością ku każdej, nawet najmniejszej
potrzebie drugich.
I
dnia pewnego zdarzyło się. że zachorował jeden ze sług tego tak bardzo dobrego
pana. Stan jego choroby stal się wkrótce tak niebezpieczny, że chcąc go wyrwać z
objęć śmierci, należało zapewnić mu stałą opiekę i zastosować
najskuteczniejsze środki lecznicze.
Lecz
sługa ten był u siebie w domu biedny i samotny. Cóż więc dla niego uczynić?
Opuścić go i wydać na śmierć niechybną? Dobroć pana nie może na to zezwolić.
Posłać do nieszczęśliwego kogoś ze służby...? Czyż można z całym spokojem
spuścić się na usługi, oddawane rac/ej interesownie, aniżeli z miłości?
Tknięty
współczuciem, ojciec wzywa swego syna i zwierza mu się ze swego niepokoju.
Przedstawia mu stan lego biednego człowieka, walczącego ze śmiercią. Dodaje, że
troskliwa i stała opieka mogłaby go jeszcze wyleczyć i zapewnić mu długie
życie.
Syn,
którego serce bije zgodnie z sercem ojca, ofiaruje się, jeśli taka jest jego
wola. pielęgnować chorego sługę z całą czujnością, nie szczędząc trudu,
zmęczenia j czuwania, dopóki go nie wyleczy.
Ojciec
się zgadza. Składa ofiarę z miłego towarzystwa swego syna. Syn, wyrywając się
z objęć miłości ojcowskiej, staje się sługą i zamieszkuje u tego, który w rzeczywistości
jest jego sługą.
l
tak spędza kilka miesięcy przy łożu chorego, czuwając nad nim ze wzruszającą
pieczołowitością, tysięczne świadcząc mu usługi. I dba nie tylko o to, co może
przyspieszyć wyzdrowienie, ale też i o to, co mogłoby mu zapewnić pomyślny
stan zdrowia na przyszłość. I wreszcie udaje mu się chorego uleczyć.
Wtedy
ów sługa zdjęty podziwem na widok tego, co pan dla niego uczynił, pyta jak
będzie mógł okazać swą wdzięczność w zamian za taką nadzwyczajną i niesłychaną
miłość?
Syn
radzi mu pójść do ojca i w zamian za tak wielką wspaniałomyślność, dzięki
której wyzdrowiał, zaleca mu ofiarować się ojcu i stać się odtąd jednym z
najwierniejszych jego sług.
l
człowiek ten staje przed swym panem. Z należnym uczuciem wychwala jego miłość
i. co więcej, ofiarowuje się. by odtąd służyć mu bez pobierania zapłaty. Wie on
bowiem, że na usługach takiego pana nie potrzebuje być opłacany jako sługa,
skoro jako syn był traktowany i kochany.
Przypowieść
ta jest tylko słabym obrazem mojej miłości do ludzi i odpowiedzi, jakiej od
nich oczekuje. Będę to tłumaczył powoli, ażeby wreszcie wszyscy poznali moje
Serce. Pomóż Mi, Józefo, pomóż Mi odsłonić Serce rnoje ludziom! Oto chcę im
powiedzieć, że na próżno będą szukać poza Mną szczęścia. Nie znajdą go...
Bóg
stworzył człowieka z miłości. Umieścił go na ziemi w takich warunkach, że w
oczekiwaniu wiecznej szczęśliwości niczego mu tutaj nie miało brakować do szczęścia.
By jednak do tego szczęścia mieć prawo, miał zachować słodkie i łagodne
przykazanie, nałożone przez Stwórcę.
Człowiek,
niewierny temu przykazaniu, ciężko zachorował: popełnił pierwszy grzech.
«Człowiek» - to znaczy ojciec i matka, prarodzice rodzaju ludzkiego. Skaza
dotknęła zatem całe jego potomstwo. W nim cała ludzkość straciła prawo do
doskonałego szczęścia, które Bóg jej obiecał i musiała odtąd trudzić się,
cierpieć i umierać.
Otóż
Bóg w swoim szczęściu niebieskim, nie potrzebuje człowieka, ani jego usług.
Wystarcza Sam sobie. Chwafa Jego jest nieskończona i nic nie może jej umniejszyć.
Będąc
jednak nieskończenie potężny, jest On również nieskończenie dobry. Czy więc
zostawi człowiekowi, stworzonemu z miłości, cierpienie tylko i śmierć? Da mu
nowy dowód miłości i złu tak wielkiemu przeciwstawi lekarstwo o wartości
nieskończonej. Oto jedna z Trzech Osób Trójcy Przenajświętszej przyjmuje naturę
ludzką i zło spowodowane grzechem, naprawi po Bożemu.
Ojciec
oddaje swego Syna. Syn oddaje swoją chwałę. Zstępuje na ziemię nie jako Pan,
nie jako człowiek majętny i możnowładca, lecz jako sługa, jako człowiek ubogi
i jako dziecko.
Wszyscy
znacie życie, które On tutaj na ziemi prowadził. Wiecie, jak od pierwszej
chwili Wcielenia poddałem się wszystkim nędzom natury ludzkiej.
Niemowlęciem
będąc, cierpiałem już zimno, głód, ubóstwo i prześladowania. W mym życiu
robotniczym byłem bardzo często upokarzany i wzgardzony, jako syn ubogiego
cieśli. Ileż to razy mój przybrany ojciec i Ja, zniósłszy ciężar długiego dnia
pracy, znaleźliśmy się wieczorem wobec zarobku ledwie wystarczającego na utrzymanie
rodziny... I tak żyłem przez lat trzydzieści.
A
potem porzucając słodkie towarzystwo mej Matki, poświęciłem się pracy, by dać
poznać mego Ojca niebieskiego i by wszystkich nauczyć, że Bóg jest miłością.
Przeszedłem,
dobrze czyniąc ciałom i duszom: chorym przywracałem zdrowie, umarłym życie, a
duszom...? Duszom przywróciłem wolność, utraconą przez grzech i otwarłem im
bramy do prawdziwej i wiecznej ojczyzny.
Gdy
bowiem nadeszła godzina, Syn Boży dla zapewnienia im wiecznego zbawienia, nie
zawahał się oddać nawet własnego życia.
I
w jaki sposób umarł...? Czy otoczony przyjaciółmi...? Czy obwołany
dobroczyńcą...? Dusze kochane, wiecie dobrze, że Syn Boży nie w ten sposób
chciał umierać: On. co miłość tylko szerzył, stał się ofiarą nienawiści... On,
co światu pokój przyniósł, stał się przedmiotem najzajadlejszego
okrucieństwa... On. co przyszedł ludziom przynieść wolność, był uwięziony,
związany, dręczony, oczerniany, aż wreszcie umarł na krzyżu między dwoma
łotrami we wzgardzie i opuszczeniu, ogołocony i odarty ze wszystkiego.
Tak
poświęcił się dla zbawienia człowieka. Tak dokonało się dzieło, dla którego
opuścił chwałę Ojca swego: zachorował człowiek i Syn Boży zstąpił do niego. Nie
tylko przywrócił mu życie, lecz wysłużył również środki konieczne do zdobycia
na ziemi skarbu wiecznej szczęśliwości.
Jak
odpowiedział człowiek na tak szczególne względy? Czy na wzór sługi oddał się w
służbę swego Mistrza, nie oglądając się na nic poza sprawami Pana...?
Trzeba
wyróżnić odpowiedzi, jakie człowiek Bogu swemu daje.
Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________