Trudno nam mówić o karze Bożej. Jest tak między innymi dlatego, że mamy tendencję do traktowania jej jako odpowiednika kar, które wymierzają sobie ludzie. Te zaś są często niesprawiedliwe, pełne gniewu i nieproporcjonalne do winy. Teksty biblijne wydają się to potwierdzać: czytamy w nich o przerażających, brutalnych nieraz karach, jakimi Bóg doświadczał ludzi. Tyle że patrząc w ten sposób na Biblię, zapominamy, że posługuje się ona głównie językiem metaforycznym. W tekstach opowiadających o karze Bożej chodzi przede wszystkim o przekazanie prawdy - tak trudnej do opisania w inny sposób - że Bóg walczy ze złem, na żadne zło nie może się zgodzić i sprzeciwia się naszemu grzechowi.
Bóg walczy z grzechem, a nie z grzesznikiem. On doskonale odróżnia to, z czym my mamy problem: ja to nie to samo, co mój grzech. My zaś boimy się kary, bo mamy wrażenie, że cierpienie z nią związane zniszczy nas albo nam coś odbierze. Tymczasem to, co nazywamy karą Bożą, uderza tak naprawdę nie w nas, tylko w to, co w nas jest grzechem. To jest istotna część Dobrej Nowiny o Zbawieniu człowieka. Bóg walczy z grzechem, który w nas znajduje, możemy więc mieć nadzieję, że kiedyś w pełni się z Nim pojednamy.
Karę opisałbym najkrócej jako wszelkie konsekwencje złych uczynków. Najgorszą z nich jest nieuchronne zniszczenie naszej więzi z Bogiem. Utrata Boga jest nieporównywalna z jakimkolwiek cierpieniem czy karą fizyczną. Kardynał John Henry Newman przeprowadził kiedyś w wyobraźni pewien eksperyment: położył na jednej szali wszystkie cierpienia fizyczne, czyli wszystkie śmierci, wszystkie tragedie, a na drugiej położył jeden grzech lekki, i ujrzał wyraźnie, że dużo większy ciężar od całego zła fizycznego ma ten mały, oddzielający od Boga grzech. Przeważnie jednak kary nie postrzegamy jako nieuchronnej konsekwencji grzechu, ale jako coś zewnętrznego, czego doświadczamy od innych ludzi lub Pana Boga. Ta ingerencja prawie zawsze związana jest z cierpieniem. I tu pojawia się pytanie: czy Bóg sprawia to cierpienie? Odpowiadając trzeba zachować wielką ostrożność.
Dopust Boży, czyli Opatrzność
Dopust Boży, czyli Opatrzność
Tym, co może nam choć trochę pomóc w zrozumieniu problemu, jest pojęcie "dopustu Bożego". "Dopuścić coś", to nie to samo, co "sprawić". Spotykając się z czyimś nieszczęściem, możemy co najwyżej powiedzieć, iż z pewnych względów Bóg pozwolił, aby kogoś to spotkało. Ale to nie On był autorem zła, On tylko je dopuścił. To jednak, co Bóg dopuszcza, jest - jak wierzę - malutką częścią tego, co mogłoby nas spotkać, gdyby nas w ogóle nie bronił przed złem. Wszystko, co nas spotyka, i dobrego, i złego, dzieje się za Jego wiedzą, Bóg w tajemniczy sposób jest obecny w całym naszym życiu. Wierzę głęboko w Opatrzność Bożą. Prawda o niej bywa jednak opacznie rozumiana, i to w dwojaki sposób. Człowiekowi cierpiącemu można powiedzieć: "Bóg nie ma z tym nic wspólnego, za nic cię nie karze", albo też: "Bóg to wszystko zdziałał, to On cię karze". Oba podejścia są fałszywe, są próbą wygodnego dla nas uproszczenia. Naszą odpowiedzią na nieszczęścia, jakie spotykają innych, może być tylko milczenie. Mamy bardzo mały dostęp do wnętrza cierpiących ludzi i ich relacji z Bogiem. Nie wiemy, jak w konkretnym przypadku działa Boża Opatrzność i nie mamy prawa komukolwiek powiedzieć: "To kara za twoje grzechy".
Tak samo w przypadku wielkich katastrof, takich jak tsunami czy powódź w Nowym Orleanie. Czy możemy powiedzieć, że były to kary za nieprawość ludzką, albo z całą pewnością stwierdzić, że tak nie było? W Biblii wyraźnie widać, że odpowiedzialność za grzech jest osobista, a nie zbiorowa. Bóg każdego prowadzi indywidualną drogą, dla innych najczęściej niepojętą. W przypadku wielkich katastrof konieczna jest przede wszystkim delikatność i współczucie. Gdyby pojawiło się myślenie w stylu "macie za swoje", które prowadziłoby do zaniku miłosierdzia i zniechęcało do niesienia pomocy, byłaby to prawdziwa tragedia. Kościół w swych oficjalnych wypowiedziach nigdy nie określił, że jakieś wydarzenie było karą Bożą.
Tak samo w przypadku wielkich katastrof, takich jak tsunami czy powódź w Nowym Orleanie. Czy możemy powiedzieć, że były to kary za nieprawość ludzką, albo z całą pewnością stwierdzić, że tak nie było? W Biblii wyraźnie widać, że odpowiedzialność za grzech jest osobista, a nie zbiorowa. Bóg każdego prowadzi indywidualną drogą, dla innych najczęściej niepojętą. W przypadku wielkich katastrof konieczna jest przede wszystkim delikatność i współczucie. Gdyby pojawiło się myślenie w stylu "macie za swoje", które prowadziłoby do zaniku miłosierdzia i zniechęcało do niesienia pomocy, byłaby to prawdziwa tragedia. Kościół w swych oficjalnych wypowiedziach nigdy nie określił, że jakieś wydarzenie było karą Bożą.
Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________