(Uważam Rze. Inaczej pisane,
nr 42/2011, 21-17.11.2011r., str. 62-63):
Musimy urządzić ostatnie powstanie, powstanie przeciw sobie, przeciw naszym błędom, swym grzechom!
Te słowa prymasa Augusta Hlonda brzmią wciąż aktualnie.
X krucjata
Kiedy
11 kwietnia 2010 roku na Węgrzech zwyciężyła partia Fidesz pomyślałem,
że po naszym tragicznym 10 kwietnia jest to jakiś znak nadziei. Że jeśli
gdzieś tryumfuje zło to nie wszędzie równocześnie i nie na zawsze. I
święcie wierzyłem, że u i nas w 2011 roku, w wyborach parlamentarnych
zdecydowanie zwyciężą te partie, które swój program opierają się na
wartościach chrześcijańskich. Przyznaję, że ogromnie się zawiodłem. Ale
nie popadłem w depresję, choć przez chwilę zastanawiałem się czy tego
nie zrobić. Zamiast tego zacząłem analizować to, co się wydarzyło 9
października 2011 roku. I uświadomiłem sobie, że w Polsce nigdy nie
dojdzie do zwycięstwa żadnej koalicji sumień bez realnej przemiany ludzi
którzy tu żyją. A ponieważ Polacy w niemal 95 procentach oświadczają,
że są katolikami ta nasza droga musi prowadzić poprzez krzyż.
Uświadomiłem
też sobie, że na Węgrzech zwycięstwo partii chrześcijańskich (Fideszu i
chadecji) również nie nastąpiło od razu. Żeby do niego doszło, od 2006
roku ponad milion Węgrów codziennie odmawia różaniec. Czy w Polsce jest
możliwa mobilizacja 10% społeczeństwa – bo przecież taki procent Węgrów,
według proroctwa kardynała Midszentego miało to czynić?
O co chodzi z tymi procentami?
W
smutnych latach czterdziestych ubiegłego wieku, dwóch Prymasów – Węgier
(Józef Midszenty) i Polski (August Hlond) wygłosiło proroctwa. Były one
bardzo do siebie podobne. Pierwszy z nich powiedział, że jeżeli
przynajmniej milion Węgrów będzie odmawiać codziennie różaniec, wówczas
można być spokojnym o przyszłość tego kraju. Nasz Prymas zapisał zaś, w
swych notatkach, opublikowanych w „Acta Hlondiana”, że „jedyna
broń, której Polska używając odniesie zwycięstwo – jest różaniec. On
tylko uratuje Polskę od tych strasznych chwil, jakimi może narody będą
karane za swą niewierność względem Boga.”
Zresztą
wszędzie w maryjnych przesłaniach jest rzeczą szczególnie silnie
akcentowaną, że aby cały ruch modlitewny i powrót do czystych zasad był
skuteczny musi być oparty i popierany zarówno przez Kościół jak i organy
państwa. Szczególnie mocno akcentowane jest to obecnie w Wenezueli
(kolejnym kraju, w którym powierzenie narodu Najświętszemu Sercu
Niepokalanej przynosi niezwykłe efekty), ale również było w deklaracji
portugalskiej z 1931, czy austriackiej z 1955.
Jak to wyglądało u nas?
Należałoby
chyba zacząć od samego początku. Po raz pierwszy, jeszcze w XIV wieku,
Maryję nazywa Królową Polski Grzegorz z Sambora. Potem w XVI wieku są
objawienia neapolitańskiego jezuity Juliusza Mancinellego, któremu Matka
Boska każe nazywać się Królową Polski. W końcu za radą papieża
Aleksandra VII, w katedrze lwowskiej przed cudownym obrazem Matki Bożej
Łaskawej , dnia 1 kwietnia 1656 roku, król Jan Kazimierz składa (według
tekstu świętego Janusza Boboli [Andrzeja? MD] ) śluby, oddające naszą
ojczyznę pod władzę Najświętszej Dziewicy. Deklarował w nich, „że po
wszystkich ziemiach Królestwa mojego cześć i nabożeństwo ku Tobie
rozszerzać będę”. Ponadto obiecał on, że dzień zwycięstwa nad Szwedami
będzie „corocznie i uroczyście, i to po wieczne czasy” święcony. Ten
dzień to 3 maja 1660 roku – data oliwskiego pokoju.
Kolejnym
istotnym w naszej zbawczej historii wydarzeniem był akt poświęcenia się
Narodu Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Pannie. Dokonał go na
Jasnej Górze, dnia 8 września 1946 roku, właśnie wspomniany już przeze
mnie prymas Polski August Hlond. W dokumencie tym adresowanym do Maryi
zapisano: „ poświęcamy
siebie, naród cały i wskrzeszoną Rzeczpospolitą, obiecując Ci wierną
służbę, oddanie zupełne oraz cześć dla Twych świątyń i ołtarzy. Synowi
Twojemu, a naszemu Odkupicielowi ślubujemy dochowanie wierności Jego
nauce i prawu, obronę Jego Ewangelii i Kościoła, szerzenie Jego
Królestwa.”
Oczywiście
współcześnie najbardziej znane są Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego
napisane przez Kardynała Stefana Wyszyńskiego, a złożone w dniu 26
sierpnia 1956 roku przez milionowy tłum wiernych, którzy przybył w tym
celu do Częstochowy. Prymas doskonale zdawał sobie sprawę, że do tej
pory wszystkie złożone deklaracje były puste, dlatego też zaznaczał: „stajemy przed Tobą pełni skruchy, w poczuciu winy, że dotąd nie wykonaliśmy ślubów i przyrzeczeń Ojców naszych.”
Bardzo ważne było, że w tym przyrzeczeniu obok ogólnych deklaracji,
takich jak te z 1946 były i bardzo konkretne, takie jak na przykład:
„aby cały Naród żył bez grzechu ciężkiego”, czy też: „walczyć
będziemy w obronie każdego dziecięcia i każdej kołyski równie mężnie,
jak Ojcowie nasi walczyli o byt i wolność Narodu, płacąc krwią własną”,
lub „Przyrzekamy Ci stać na straży nierozerwalności małżeństwa”.
Jestem
chyba we własnych oczach ostatnią osobą, która miałaby prawo
moralizować czy pouczać kogokolwiek, ale faktom nie da się zaprzeczyć –
żadnej z tych obietnic nie udało się, przynajmniej w wymiarze
ogólnospołecznym, dotychczas zrealizować. Prawdopodobnie większość z nas
nie zna Ślubów Jasnogórskich. Czy nie zna bo nie chce ich znać, czy
raczej mało nas to obchodzi? Nie wiem. Co można jednak powiedzieć o
społeczeństwie, które nie dosyć że nie żyje według deklarowanych przez
siebie wartości, ale i wybiera do parlamentu takich delegatów, którzy
albo do tych zasad nie przywiązują wagi, albo wręcz mają program oparty
na ich negowaniu? W każdym razie jeśliby sejmy III Rzeczpospolitej uznać
za lustro Narodu, to należałoby stwierdzić, że nam jako społeczeństwu, w
większości (a rządzi większość) absolutnie na wypełnieniu zobowiązań
podjętych przez przodków nie zależy. Tak samo jak nie leży nam na sercu
sprawa naszej wiary. A czy zależy chociaż na losie naszej ojczyzny? Na
tym chyba powinno nam zależeć, choćby ze względów praktycznych.
W tym momencie przychodzą mi na myśl słowa Augusta Hlonda, wypowiedziane przez niego w poznańskiej Farze 22 lipca 1945 roku: „Jeżeli
pójdziemy po linii planów bożych i do niej dostosujemy swe życie,
wkroczymy w świetny okres dziejów polskich; jeżeli porzucimy drogę
Opatrzności i odstąpimy od Boga, pójdziemy ku nowym katastrofom. Mamy
wybierać: pójść z Chrystusem i zdobyć władną przyszłość w nowej
organizacji świata, albo budować bez Chrystusa i narazić się na
tragiczny los, jaki spotkał Jerozolimę za to, że nie poznała czasu
nawiedzenia swego.” Mocne słowa i dające wiele do myślenia, zwłaszcza gdy się spojrzy na najnowszą historię Polski.
Jaką Polskę widział Prymas Hlond?
W swoich notatkach, których wiele powstało w Lourdes, zapisywał : “Nie
pragniemy Polski tej lub owej partii, chcemy Polski wyzwolonej od
podziałów, chcemy Polski, która by była Rzeczpospolitą, wszystkich,
naszą, nie jednego klanu. Na sztandarach Orzeł (z koroną i krzyżem), w
sercach Krzyż, w myślach Ewangelia”
Kiedy
dyskutujemy obecnie nad tym czy powinniśmy pamiętać o naszej narodowej
martyrologii, czy żyć swobodnie, korzystając z cywilizacyjnych
dobrodziejstw i zapomnieć o krwawej i tragicznej przeszłości, może
powinniśmy do tej naszej dyskusji włączyć jeszcze jeden głos – słowa
Prymasa-proroka, z tego samego kazania z 22 lipca 1945 roku: „Pan
Bóg, gdy wobec człowieka ma wielkie zamiary i gdy go powołać zamierza
do szczytnych zadań, zwykle wprzód umniejsza go i upokarza, doświadcza
krzyżem i nocą, by zrozumiał, że ze siebie mało zdziałać może a że
wielkich rzeczy dokona wsparty łaską bożą. To samo z narodami. Narody
nie rozumieją często sensu swojego cierpienia. Po czasie pokazuje się
atoli, do jakich posłannictw zostały powołane.”
15
czerwca 2011 w Niepokalanowie spotkała się grupa ludzi, zarówno
świeckich jak i duchownych, które postanowiły zapoczątkować, na wzór
węgierski Krucjatę Różańcową za Ojczyznę. Nazwali ją początkowo X
Krucjatą oświadczając, że zaangażowanie w nią sprowadza się do
odmawiania codziennie przynajmniej jednej dziesiątki różańca w intencji
Polski wiernej Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie
Jasnogórskich Ślubów Narodu. Była to początkowo inicjatywa prywatna,
która w dniu 25 sierpnia została na prośbę biskupów diecezjalnych
poddana pod duchową opiekę Ojców Paulinów z Jasnej Góry. Odbyły się już
dwa spotkania krucjaty na Jasnej Górze, i wciąż przystępują do niej nowe
osoby. Nawet całe grupy. W chwili kiedy to piszę na internetowej
stronie Ruchu ( www.krucjatarozancowazaojczyzne.pl
) jest zgłoszonych 33512 osób, które zadeklarowały się do codziennego
rozważania przynajmniej jednej tajemnicy różańcowej. Bardzo bym chciał,
aby tym, którzy zaczęli lub mają zamiar zacząć się modlić, przyświecał
nie tylko przykład węgierski, ale również i to wezwanie prymasa Augusta
Hlonda :
„Polacy!
Macie Boga w sercach?.. Macie krew w żyłach?.. Macie dosyć niewoli i
cierpienia?.. Podnieście się! Do powstania! Musi to być ruch nie krwawy,
lecz pobożny, olbrzymi, nie destruktywny, lecz namiętny, twórczy.
Potrzebny jest najwyższy wysiłek! Trzeba napiąć wszystkie energie i
najidealniejsze namiętności! Musimy urządzić ostatnie powstanie,
powstanie przeciw sobie, przeciw naszym błędom, swym grzechom!”