O trwającej od wczesnych lat zakonnych
miłości Ojca Pio do dusz w czyśćcu cierpiących świadczy fakt, że
zaledwie trzy miesiące po otrzymaniu święceń kapłańskich – w listopadzie
1910 roku – prosi on listownie swojego kierownika duchowego o
pozwolenie ofiarowania siebie jako ofiary za grzeszników i za dusze
czyśćcowe. Pozwolenie otrzymuje.
W
owym liście Ojciec Pio wyjawia również tajemnicę swojego wewnętrznego
życia: wspomina, że tego rodzaju prywatne ofiarowanie uczynił Bogu już
kilkakrotnie, prosząc Go, aby „chciał przenieść na mnie kary
przygotowane dla grzeszników i dla dusz w czyśćcu, a nawet stokrotnie je
pomnożył wobec mnie, byle tylko nawrócił i zbawił grzeszników, a także
przyjął do nieba dusze czyśćcowe”. Nie była to zwykła prośba i to nie
tylko ze względu na jej przedmiot. Śledząc uważnie tekst, zauważymy
słowa odnoszące się do Boga: „zaklinając Go”. Było to więc heroiczne
wołanie o możliwość przyjęcia przez Ojca Pio cierpień zastępczych. Temu
ofiarowaniu do końca życia pozostał wierny.
Nieustannie
modlił się za dusze czyśćcowe, a one były jego częstymi gośćmi. Można
pokusić się o stwierdzenie, że ich odwiedziny stały się dla Ojca Pio
czymś normalnym, a częstotliwość wizyt sprawiła, że pewnego razu
przyznał: „Widzę tak wiele dusz z czyśćca, że one mnie już więcej nie
przerażają”. Mimo że na co dzień otoczony był tłumem osób, które
prosiły go o duchowe wsparcie i pomoc, twierdził: „Więcej dusz zmarłych z
czyśćca niż żyjących potrzebuje moich modlitw i wspina się na tę górę,
by uczestniczyć w mojej Mszy Świętej”.
Dzięki
darom, które posiadał, wiedział, jak wygląda czyściec, w jaki sposób
cierpią dusze poddane oczyszczeniu, zanim będą mogły przekroczyć progi
raju. Kiedy w 1945 roku brat Modestino z Pietrelciny, który służył Ojcu
Pio pomocą, odważył się zadać mu pytanie, co może powiedzieć o ogniach
czyścowych, święty odpowiedział: „Gdyby Pan Bóg wyraził zgodę, by dusza
przeszła z tamtego ognia do największego ognia na ziemi, byłoby to
podobne do przejścia z gorącej wody do zimnej”. (Podobną myśl wyraża św.
Augustyn, twierdząc, że dusze poddane oczyszczeniu z powodu win, które
popełniły na ziemi, po śmierci zostają opanowane przez ogień bardziej
przeraźliwy niż ten, który możemy sobie wyobrazić. W jednym z pism ten
wielki doktor Kościoła wyjaśnia: „Chociaż ten ogień jest przeznaczony po
to, aby uwolnić i oczyścić dusze, jest bardziej przenikliwy niż coś, co
moglibyśmy znieść na ziemi”).
Ojciec
Pio znał również dokładnie rodzaj cierpienia danej duszy czyśćcowej
oraz czas jego trwania. Dzięki modlitwom pokornego zakonnika z San
Giovanni Rotondo i przyjmowaniu na siebie cierpień zastępczych, czas ten
niejednokrotnie zostawał skrócony. Dusze pozostawały wdzięczne swojemu
„wspomożycielowi”, o czym świadczyć mogą między innymi okrzyki tłumu,
które usłyszano pewnego razu podczas II wojny światowej w klasztorze, w
którym przebywał: „Niech żyje Ojciec Pio!”. Oczywiście nigdzie nie
zauważono tychże osób. Byli to niewidzialni przyjaciele stygmatyka, jak
sam później potwierdził – dusze zmarłych żołnierzy, które przybyły, by
podziękować mu za pomoc w wybawieniu ich z czyśćca.
On
wiedział, że dusze, za które się ktoś modli na ziemi, odwdzięczają się
niezmiernie, wstawiając się za tymi osobami przed Panem. W rozmowie z
jednym z zaprzyjaźnionych polityków włoskich powiedział: „Musimy modlić
się za dusze w czyśćcu. To niewiarygodne, co one mogą uczynić dla
naszego duchowego dobra, z wdzięczności dla tych na ziemi, którzy
pamiętają o modlitwie za nie”. Znając niezmierzone cierpienia tychże
dusz oraz ogromną wartość modlitwy wstawienniczej, polecał swoim
duchowym dzieciom: „Módlcie się, módlcie się, módlcie się. Musimy
opróżnić czyściec. Wszystkie dusze muszą być uwolnione”.
Kiedy
Ojciec Pio za pozwoleniem kierownika duchowego uczynił akt ofiarowania
za grzeszników i za dusze cierpiące w czyśćcu, Helenka Kowalska miała
zaledwie pięć lat. Jak się miało później okazać, i ona była duszą
wybraną przez Pana. W duchowości przyszłej apostołki Bożego
miłosierdzia, która będąc już w zakonie otrzymała imię Faustyna, i
pokornego stygmatyka z San Giovanni Rotondo ujawnia się podobny ton:
troska o dusze czyśćcowe.
Faustyna
należy do tych uprzywilejowanych osób, przed którymi Bóg odsłania
tajemnice życia wiecznego. Już na początku życia zakonnego w jednej z
wizji zobaczyła, jak wygląda czyściec. Widzenie to szczegółowo opisała w
„Dzienniczku”: „Ujrzałam Anioła Stróża, który kazał mi pójść za sobą. W
jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w
nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco,
ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą.
Płomienie, które paliły je, nie dotykały mnie. Mój Anioł Stróż nie
odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie jest ich
największe cierpienie? I odpowiedziały mi zgodnie, że największe dla
nich cierpienie, to tęsknota za Bogiem. Widziałam Matkę Bożą
odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję „Gwiazdą Morza”. Ona
przynosi im ochłodę. Chciałam więcej z nimi porozmawiać, ale mój Anioł
Stróż dał mi znak do wyjścia. Wyszliśmy za drzwi tego więzienia
cierpiącego. Usłyszałam głos wewnętrzny, który powiedział: Miłosierdzie
moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe”. Od czasu ukazania tej
wizji siostra Faustyna jeszcze gorliwiej modliła się za dusze czyśćcowe,
a także, podobnie jak Ojciec Pio, przyjmowała za nie cierpienia
zastępcze, dzięki czemu mogły szybciej zostać uwolnione z czyśćca – o
czym niejednokrotnie same ją informowały.
Warto
zwrócić uwagę na myśl, że jeśli Bóg poprzez wybrane osoby odsłania
tajemnice życia wiecznego, nie czyni tego ze względu na zaspokojenie
czyjejkolwiek ciekawości. Objawia się w tym Boże miłosierdzie, albowiem
jest to jednocześnie zaproszenie do ofiarowania tym duszom konkretnej
pomocy, do której jesteśmy zobowiązani. Potwierdzenie odnajdziemy w
słowach Pana Jezusa skierowanych do siostry Faustyny, określających
intencję ósmego dnia nowenny do Miłosierdzia Bożego: „Dziś sprowadź mi
dusze, które są w więzieniu czyśćcowym i zanurz je w przepaści
miłosierdzia mojego, niechaj strumienie Krwi Mojej ochłodzą ich
upalenie. Wszystkie te dusze są bardzo przeze mnie umiłowane, odpłacają
się Mojej sprawiedliwości, w twojej mocy jest im przynieść ulgę. Bierz
ze skarbca Mojego Kościoła wszystkie odpusty i ofiaruj za nie… O, gdybyś
znała ich mękę, ustawicznie byś ofiarowała za nie jałmużnę ducha i
spłacała ich długi Mojej sprawiedliwości”.
Dusze
czyśćcowe są jak żebracy, którzy błagają nas o „jałmużnę ducha”.
Sytuacja ich jest jednak niewymiernie trudniejsza od żebraków, których
możemy spotkać codziennie na ulicy czy u progu kościoła. W zależności od
pojemności serca tym osobom możemy pomóc albo nie. Musimy jednak
zachować w stosunku do nich jakąś postawę, określić się. W przypadku
dusz czyścowych sprawa jest o wiele trudniejsza, albowiem z oczywistych
względów nie możemy ich dostrzec. Trudno nam usłyszeć ich błaganie o
pomoc. Często trudno jest nawet uwierzyć w ich istnienie – w to, że
dusze te nadal żyją, choć już w innej rzeczywistości. A one są, czasami
bardzo blisko nas i proszą o modlitwę – nie tylko tę listopadową, gdy z
okazji ich święta zapalimy znicze oraz złożymy kwiaty na grobach. Aby
„opróżnić czyściec”, jak mówił Ojciec Pio, ta modlitwa musi być
nieustanna.
Jak
powinna wyglądać? I w tym wypadku mamy podpowiedź z „tamtego świata”. O
skutecznych jej formach możemy dowiedzieć się, analizując objawienia,
jakie mieli św. Faustyna, św. Ojciec Pio i wielu innych świętych (między
innymi św. Alfons Liguori, św. Brygida, św. Gertruda, św. Katarzyna
Genueńska, św. Franciszka Rzymianka, a w czasach nam współczesnych
zmarła kilka lat temu Maria Simma). Najskuteczniejszą formą modlitwy za
dusze w czyśćcu cierpiące jest ofiarowanie za nie Mszy Świętej. Jednak
skuteczność jest tym większa, im bardziej zmarły cenił Eucharystię za
życia. Istnieje też tradycja zamawiania tak zwanych mszy gregoriańskich –
odprawianych codziennie przez trzydzieści dni w intencji danej duszy.
Często dusze czyścowe twierdziły, że ofiara tych mszy przynosi im wielką
ulgę, a niejednokrotnie przyczynia się do uwolnienia z czyśćca. Dużą
ulgę odczuwają także dzięki odprawieniu przez nas drogi krzyżowej,
odmówienia różańca w ich intencji (dzięki różańcowi wiele dusz opuszcza
czyściec), uzyskiwaniu odpustów określonych przez Kościół. Bardzo cennym
darem dla dusz czyśćcowych jest także ofiara z naszego dobrowolnego
cierpienia: postu, pokuty, nawet najmniejszego wyrzeczenia i
przezwyciężenia siebie. (Należy przy tym wzbudzić intencję ofiarowania
tych umartwień właśnie za dusze w czyśćcu). Można ofiarować także
cierpienie, którego nie wybraliśmy – na przykład chorobę, która nas
dotknęła. Taka ofiara ma obopólną wartość: godzimy się bowiem z wolą
Bożą względem nas, a także poprzez to cierpienie możemy przynieść ulgę
duszom czyśćcowym.
Ważna
jest każda forma modlitwy za zmarłych, bo poprzez nią okazujemy naszą
miłość względem dusz cierpiących. W sposób szczególny zobowiązani
jesteśmy do modlitwy za dusze naszych bliskich: rodzinę, przyjaciół,
znajomych. Warunkiem dobrej, owocnej modlitwy w tym przypadku jest także
przebaczenie im jakichkolwiek uchybień względem nas. Modlitwa ta może i
powinna być nieustanna. Nawet jeśli dana dusza, za którą się modlimy,
opuściła czyściec, nasze modlitwy Bóg w swojej hojności przeznacza innym
duszom, poddanym jeszcze oczyszczeniu. Tak więc nie może być mowy o
modlitwie „zmarnowanej”. Jest to również cenna wskazówka i dla nas:
możemy poszerzyć naszą „wyobraźnię miłosierdzia” i nie ograniczać swoich
modlitw tylko w stosunku do dusz krewnych czy znajomych. Możemy przez
to zyskać wielu nowych przyjaciół, którzy znalazłszy się w niebie, będą
orędować za nami.
Modlitwa
za zmarłych potrzebna jest wszystkim. Papież Jan Paweł II wielokrotnie
prosił, abyśmy modlili się za niego także po jego śmierci. A w książce
„Przekroczyć próg nadziei”, odpowiadając na pytanie Vittoria Messoriego,
czy istnieją jeszcze: raj, czyściec i piekło, między innymi wyznaje:
„Jakimś
szczególnie przekonującym argumentem za czyśćcem, niezależnie od bulli
Benedykta XII z XIV wieku, stały się dla mnie dzieła mistyczne św. Jana
od Krzyża. «Żywy płomień miłości», o którym mówi, jest przede wszystkim
oczyszczający. Mistyczne noce, o których ten wielki doktor Kościoła
pisze z własnego doświadczenia, są poniekąd tym, czemu odpowiada
czyściec. Bóg przeprowadza człowieka przez taki wewnętrzny czyściec
całej jego zmysłowej i duchowej natury, ażeby go doprowadzić do
zjednoczenia z sobą. Nie stajemy tutaj tylko wobec sądu. Stajemy wobec
potęgi samej miłości.
To
miłość przede wszystkim sądzi. Bóg, który jest miłością, sądzi przez
miłość. To miłość domaga się oczyszczenia, zanim człowiek dojrzeje do
zjednoczenia z Bogiem, które jest ostatecznym jego powołaniem i
przeznaczeniem”.
opracowała Iwona Szkudelska
Congregavit nos in unum Christi amor________________________________