Jan Paweł II powiedział o niej w
homilii beatyfikacyjnej: „Stworzeniem nowym” stała się Maria Barba, która całe swoje
życie ofiarowała Bogu w Karmelu, gdzie przyjęła imię Maria Kandyda od
Eucharystii. Papież zaznaczył, że była autentyczną mistyczką Eucharystii i
uczyniła z niej centrum całego życia, idąc za tradycją karmelitańską, w
szczególności za przykładem świętej Teresy od Jezusa i świętego Jana od Krzyża
(...).
Do tego stopnia – mówił Ojciec Święty
– umiłowała Jezusa Eucharystycznego, by odczuwać stałe i żarliwe pragnienie,
ażeby być niestrudzoną apostołką Eucharystii. Jestem pewien, że z Nieba błogosławiona
Maria Kandyda nadal pomaga Kościołowi, by wzrastał w zadziwieniu i miłości do
tej najwyższej Tajemnicy naszej wiary.
Maria
Barba urodziła się 16 stycznia 1884 roku w rodzinie głęboko wierzącej.
Powołanie do życia zakonnego odkryła już w 15 roku życia, jednak z powodu
sprzeciwu rodziny musiała na wstąpienie czekać aż 20 lat. W tym czasie Bóg
obdarzał ją wielką siłą ducha i umacniał w powołaniu. Wstąpiła do Karmelu Terezjańskiego
w Ragusa w dniu 25 września 1919 roku. Odznaczała się wielką miłością do
Eucharystii. W niej przeżywała głęboko tajemnicę obecności sakramentalnej Boga
w świecie, w której widziała konkretny znak jego nieskończonej miłości do ludzi
i motyw nadziei na spełnienie Bożych obietnic.
W
zakonie otrzymała imię Maria Kandyda od Eucharystii, bo w swoim karmelitańskim
powołaniu odnalazła osobiste powołanie do życia Eucharystią. Duchowość Karmelu,
do której zbliżyła ją szczególnie lektura dzieł św. Teresy od Jezusa oraz Dziejów
duszy św. Teresy od Dzieciątka Jezus, pogłębiła w niej charyzmat
eucharystyczny, który pozostawiła jako główne przesłanie swojego doświadczenia
duchowego.
Od
uroczystości Bożego Ciała w Roku Świętym Odkupienia 1933, Matka Kandyda
rozpoczęła pisać dziełko o duchowości eucharystycznej Eucharystia – przenikliwą
medytację czerpiącą wątki w oparciu o osobiste doświadczenie i pogłębianą
rozważaniem teologicznym.
Wybrana
przeoryszą klasztoru w 1924 r., wpajała swojej wspólnocie głęboką miłość do
Reguły i Konstytucji św. Teresy. Pan powołał ją do Siebie, po kilkumiesięcznej
i bolesnej chorobie, w uroczystość Trójcy Przenajświętszej 12 czerw-ca 1949
roku.
Matka
Kandyda widziała, że w Eucharystii rozwijają się i udoskonalają 3 cnoty
teologalne: wiara – podlega oczyszczeniu i prowadzi do tego, co istotne, czyli
do bycia świadkiem prawdy Bożych obietnic; nadzieja – znajduje w Eucharystii
głęboki fundament wzywający człowieka do współpracy z Bogiem; miłość, będąca
darem Boga z samego siebie w Chlebie Życia – wzbudza pragnienie oddania się
Jezusowi w Jego miłości... Dlatego w Komunii św. odnajdywała źródło wszelkich
dóbr duchowych i warunek osobistego wzrostu.
Prawdziwym
wzorem życia eucharystycznego była dla niej Matka Boża:
Chciałabym
być jak Maryja – pisała na jednej ze stron swojego dzieła – być Maryją dla
Jezusa, zająć takie miejsce, jakie zajmowała Jego Matka. W czasie Komunii św.
Maryja jest zawsze obecna przy mnie. Z jej rąk pragnę przyjąć Jezusa. Niech Ona
sprawi, abym stała się jednością z Nim. Nie mogę oddzielać Maryi od Jezusa.
Witaj, Narodzony z Maryi. Witaj, Maryjo, Jutrzenko Eucharystii.
Matka Kandyda o odkryciu Eucharystii:
Jezusa Eucharystycznego poznałam
późno. Gdy byłam mała, odwiedzałam Go w kościele, a w domu odmawia-łam modlitwę
z książeczki do nabożeństwa, ale nie rozumiałam Jego obecności w Najświętszym
Sakramencie.
Później, gdy w kościele widziałam na
ołtarzu konsekrowaną Hostię, wiedziałam, że to Pan, ale cały ten klimat
szacunku i ciszy, jaki wokół Hostii roztaczano, był dla mnie czymś tajemni-czym
i niezrozumiałym. Wiedziałam, że w Hostii był Jezus, ale nie wiedziałam, że
trwa także zamknięty w tabernakulum. Nie pojmuję, jak mogła mieć miejsce taka
ignorancja: Czyż nie widziałam otwieranego, a potem znów zamykanego
tabernakulum, gdy przychodził do mnie w Komunii św.? Czyż nie czytałam z
ra-dością i wzruszeniem o Nim jako o więźniu miłości? Myślę, że prawdziwą przyczyną
mojej niewiedzy był fakt, że tylko czyści sercem Go oglądają, więc wówczas nie
dawał mi się jeszcze poznać ani zobaczyć.
Teraz więc, o mój Jezu, spraw, bym
zatapiała się w Tobie coraz więcej; bym coraz głębiej poznawała Ciebie oraz
Twoją miłość w tajemnicy eucharystycznej. Czego mi wtedy poskąpiłeś, oddaj
teraz w dwójnasób; pozwól mi Ciebie bardziej poznawać i kochać w Sakramencie
Twej nieskończonej Miłości.
Miałam około 18 lat, gdy pojęłam coś
z tej tajemnicy. Spóźniłam się raz na Mszę św. i nie mogłam przyjąć Komunii św.
Ponieważ kościół był już zamknięty, chciałam zawrócić, ale jakaś uboga kobieta
powiedziała mi: Dlaczego Pani nie wejdzie do zakrystii, aby choć na krótko
nawiedzić Pana? Te słowa, a tak-że przykład mojej starszej siostry, naprowadziły
mnie na obecność Jezusa w tabernakulum i tajemnica ta przeniknęła do głębi mój
umysł i serce: O Miłości, Miłości! Przebywasz tam jako Więzień, bo kochasz do
szaleństwa i chcesz zawsze być z nami, Twymi dziećmi; pragniesz pozostawać w
naszych kościołach., choć jesteś często samotny i opuszczony!
Myślą i sercem rozpoczęłam nawiedzać
Jezusa w tabernakulum w ciągu dnia, a także nocą. Adorowałam go we wszystkich
świątyniach świata, w tych zwłaszcza, w których pozostawał najbardziej
zapomniany.
Nocą przerywałam sen, aby Go na klęczkach
uwielbiać. Widziałam w duchu te ciemne kościółki i zamknięte drzwiczki
tabernakulum. Mówiłam Jezusowi, że u stóp każdego ołtarza stawiam moje serce
jak wieczną lampkę, aby nieustannie Go adorowało, dziękowało Mu, kochało Go i
wynagradzało. Zawarłam przymierze z Jezusem, na mocy którego w każdym kościele świata
katolickiego, gdziekolwiek znajdowałoby się tabernakulum, gdziekolwiek przebywałby
On w Sakramencie Ołtarza, moje serce będzie z Nim; by Go kochać, wielbić i
wynagradzać w imieniu własnym całego stworzenia, które Go opuszcza i nie chce
Go poznać. To przymierze miało mnie obowiązywać nie tylko przez czas mojego życia
ziemskiego, ale tak długo, dopóki On pozostanie w Najświętszym Sakramencie,
czyli aż do skończenia wieków.
Siostra „od Eucharystii” Jezus
obdarzył mnie wielką łaską, rozpalając ogromnym, miłosnym pragnieniem
Eucharystii. Spalana miłością wyobrażałam sobie, że w niebie będę „od
Eucharystii”. Nie rozumiałam w pełni, co to oznacza, lecz po wielekroć, gdy pożerała
mnie tęsknota za Eucharystią, powtarzałam Mu spontanicznie: Ten Sakrament
uczyniłeś dla mnie. Gdy na ołtarzu spoczywa święta Hostia, klęczę w milczeniu,
z utkwionym w Nią wzrokiem. W ten sposób mówimy sobie wszystko „mową serca”.
Nawet gdy jestem rozproszona, pośród nawału próżnych myśli, czuję słodycz
Jezusa, siłę Jego przyciągania: przygarnia mnie wtedy mocniej do swego Serca,
napełnia sobą i upaja słodyczą. Jakże ta Hostia jest mi droga! Porusza
wszystkie włókna mojego biednego serca. Moje oczy Ją kontemplują, oślepione Jej
widokiem i nigdy się nie męczą. Adoruję Ją w duchu, albo trwam nieruchomo ze
wzrokiem utkwionym w Jezusa. Podczas Najświętszej Ofiary, szczególnie przy rozdawaniu Komunii św., szukam Go oczyma, chciałabym do siebie przyciągnąć, chciałabym,
aby wszystkie Hostie były dla mnie. Piję oczyma jak z wezbranej rzeki niewinności.
Oby Hostia święta trwała w moim sercu jak w monstrancji! Moja dusza drży, aby Ją
posiąść na zawsze, na zawsze. Czasem czuję się pełna Jezusa, zatapiam się w Nim
i pragnę nieba, gdzie będziemy już na wieki przechadzać się razem po wieczystych
łąkach. Przyzywam Go do serca i szepczę: Boże mój, błagam, pociągnij mnie do
siebie. Jezus jest wszystkim. Przyjmując Boską Hostię czuję się szczęśliwa,
ponie- waż zostało dane mi wszystko! Posiadam Wszystko. Pewnej nocy obudziłam
się ogarnięta słodyczą, jak ktoś zbudzony pocałunkiem ukochanego. Moja dusza
wyrywała się do Jezusa i rozszerzała na myśl o bliskiej Komunii św. Oblubieniec
i oblubienica Świętą Komunię przyjmowałam zawsze w skupieniu. Bardzo szybko
pod- czas dziękczynienia zaprzestałam posługiwać się książeczką do nabożeństwa.
Od czasu do czasu spędzałam z Jezusem intymne chwile, w których obdarzał mnie głębszym
poznaniem Siebie i poruszał serce tajemnicą dnia, jaką celebrowała liturgia. Zdarzało
się to zarówno podczas dnia jak i nocą, a mój duch wznosił się do Niego.
Teraz liczę godziny dzielące mnie od Komunii i myślę, że Jego nieskończona miłość
czeka także niecierpliwie chwili zjednoczenia się z nami, biegnę więc do Niego
zupełnie jak zakochana. Wydaje mi się, że On cierpi w tym swoim zamknięciu, bo pożera
Go miłość i i pragnienie posiadania mojego nędznego serca. Mówię Mu więc,
prawie bez zastanowienia, czułe słowa pociechy, aby Mu wynagrodzić ból zadawany
naszym lenistwem i ociężałością: Biedny Jezu, cierpliwości! Jeszcze trochę a się
zjednoczymy; czas biegnie szybko, odwagi! Kiedyś zajęłam na Mszy św. dalsze
miejsce, więc gdy kapłan podniósł Hostię odmawiając modlitwę Baranku Boży,
spoglądałam z żalem na Jezusa, myśląc, że ta Hostia nie będzie jeszcze dla
mnie. Z wielkim zdziwieniem zobaczyłam, że kapłan kieruje się ku mnie, zamiast
ku pierwszemu rzędowi komunikujących. Oczywiście, z jego strony było to zapewne
tylko roztargnienie, lecz dla mnie był to znak Jezusowej czułości i miłości. Mało
mi było przyjmować Komunię codzienne: musiałam czekać aż 24 godziny, by
zjednoczyć się znowu z Jezusem! Podporządkowałam się zaleceniu Kościoła. Ale cóż
by to było za szczęście móc Go przyjmować więcej niż jeden raz!
s. Immaculata Adamska OCD
Congregavit nos in unum Christi amor
________________________________