Dlaczego Bóg chciał ocalić Ojca Świętego Jana
Pawła II, wbrew zapowiedzi ukrytej w tajemnicy fatimskiej, gdzie "biskup w
bieli zostaje zabity"? Dlaczego Bóg dopuścił do zamachu, choć mógł w swej
wszechmocy go udaremnić? Czas podjąć próbę interpretacji tamtych zdarzeń z
Bożej perspektywy, w kontekście działania "w nich" i "poprzez nie" Boga,
Pana dziejów. Pojawiło się już wystarczająco dużo historycznych znaków,
oczywistych drogowskazów i namacalnych dowodów, by postawić tezę: Papież
ocalał, bo miał do spełnienia niezwykłe zadanie. Miał, a może nawet
jeszcze ma!
U Boga nie ma przypadków
Tamtego dnia, 13 maja 1981 r., w chwili, kiedy placem św. Piotra wstrząsnęły
strzały zamachowca, Jan Paweł II powinien zginąć. Mówią to wszyscy:
kryminolodzy, lekarze, zamachowiec. A jednak stało się coś, co możemy
nazywać cudem. Na zewnątrz jawił się on jako splot wydarzeń, teoretycznie
możliwy, taki jaki zdarza się raz na miliony milionów przypadków. Łatwiej
byłoby zakręcić dwanaście razy kołem fortuny i dwanaście razy zgarnąć
najwyższą nagrodę, niż doprowadzić do takiej sekwencji zdarzeń, jakiej
byliśmy świadkami 13 maja 1981 r. Niewierzący powie, że nie jest to
niemożliwe i że papieskie ocalenie jest tylko dowodem istnienia takich
szczęśliwych trafów. Ale niewierzący nie ma wglądu w to, co wewnętrzne, w
to, co działo się poza sceną. Obce mu jest doświadczenie, które wycisnęło
na Janie Pawle II niezatarte piętno: "Byłaś mi Matką zawsze, a w sposób
szczególny 13 maja 1981 r., kiedy czułem przy sobie Twoją opiekuńczą
obecność. We wszystkim, co się wydarzyło, zobaczyłem - i stale będę to
powtarzał - szczególną matczyną opiekę Maryi". To zdumiewające, ale już w
momencie zamachu Ojciec Święty wiedział, że nie umrze. Czego innego chciał
Ali Agca i jego protektorzy, a czego innego Bóg i Jego Matka. W starciu
tych dwóch sił niekwestionowanym zwycięzcą okazało się Niebo. Jan Paweł II
miał zginąć, a żyje!
Pozostaje pytanie, dlaczego Bóg chciał, by Maryja
ocaliła Papieżowi życie. Do czego był potrzebny? "W planach Bożej
Opatrzności nie ma przypadków" - powtarza często po 1981 r. Ojciec Święty.
Jego ocalenie nie było cudownym uśmiechem szczęścia. W mrocznych cieniach
zamachu kryły się wielkie plany Bożej Opatrzności. Dla samego Ojca
Świętego trzeba było czasu całej rekonwalescencji, aby rekolekcje
cierpienia zaowocowały odkryciem prawdy: "Zobaczyłem w tym wezwanie i kto
wie, przypomnienie orędzia, które stąd [z Fatimy] wyszło".
Bóg wybrał i przeznaczył
Figura Matki Bożej Fatimskiej
z kościoła na Krzeptówkach
w Zakopanem
Fot. Ł. Korzeniowski
z kościoła na Krzeptówkach
w Zakopanem
Fot. Ł. Korzeniowski
"W chrześcijaństwie nie
ma przypadków" - powtarza Jan Paweł II. Autorem historii jest Bóg!
Zaplanował, że w odpowiedzi na działania mocy ciemności, które w XX wieku
miały zrodzić komunizm, rozpętać dwie wojny światowe, zagrozić światu
widmem nuklearnej zagłady - że Bóg da nam skuteczne remedium na te
śmiertelne choroby ludzkości. W drugiej połowie XX wieku miały zaistnieć
pewne wydarzenia (zapowiedziane w Fatimie), które ocalą świat. Ale Pan
wszystkich czasów i miejsc nie działa sam. "Chrześcijaństwo jest religią
współdziałania Boga z człowiekiem" - uczy Jan Paweł II nie tylko w oparciu
o teologię, ale i własne doświadczenie. Tak było i tym razem. Bóg od
początku przygotowywał wybranych ludzi do zrealizowania swoich planów.
Jednym z nich jest niewątpliwie siostra Łucja (wciąż żyjąca wizjonerka z
Fatimy), z pewnością jest nim także Karol Wojtyła. Oboje (jak i wielu
innych zaangażowanych przez Boga w pisanie współczesnej historii) we
wszystkim pozostali wierni prowadzącemu ich Duchowi Świętemu. Nie
wiedzieli, że Bóg ma wobec nich zupełnie szczególne plany. Wiedzieli
tylko, że trzeba całkowicie oddać się Niebu do dyspozycji, tak jak Maryja.
A Bóg dokona już reszty.
Ta droga posłuszeństwa Stwórcy doprowadziła
nieomylnie obecnego Papieża tam, dokąd miał dojść w myślach i zamiarach
Bożych. Kamienie milowe tego Bożego prowadzenia są już z dzisiejszej
perspektywy zupełnie czytelne. To "Traktat o prawdziwym nabożeństwie do
Najświętszej Maryi Panny" czytany przez studenta Wojtyłę podczas
przymusowej pracy w fabryce sody w Solvayu. To porzucenie studiów i teatru
i wybranie drogi kapłańskiej. To biskupstwo i bliska współpraca z Prymasem
Tysiąclecia w przygotowywaniu milenijnych uroczystości i Ślubów
Jasnogórskich. To obecność na Soborze i teologiczne opracowanie tytułu
Maryi Matki Kościoła. Wreszcie - wybór na Stolicę św. Piotra. Myliłby się
jednak ten, kto widziałby w tym wydarzeniu koniec drogi, uznając wybór ks.
kard. Wojtyły na Stolicę św. Piotra za nagrodę i ukoronowanie jego służby
dla Kościoła. Nie, to był dopiero początek jego właściwej roli w dziejach
zbawienia! Tylko że nikt - nawet nowo wybrany Papież - nie rozumiał
jeszcze prawdziwego sensu nowego pontyfikatu.
Wprawdzie ks. kard. Wyszyński i nowo wybrany Papież zdawali się wiedzieć co nieco o Bożych
wyrokach, nie rozumieli ich jednak do końca. Wiedzieli, że "to Jej
dzieło", i że Wojtyła został wybrany po to, by Maryjnemu doświadczeniu
Polski nadać wymiar ogólnokościelny. I jeszcze - że "Papież z dalekiego
kraju" miał przyczynić się do rozpadu komunizmu. Jednak nikt nawet nie
pomyślał - był to "sekret" nieznany ani ludziom, ani aniołom, ani
szatanowi! - że wszystko to scala się w jedno w orędziu fatimskim, więcej
- że już od 1946 r. w kraju komunistycznego terroru istnieje "polska
droga" Maryjnego zawierzenia, która ocaliła wolność Kościoła nad Wisłą.
Tamtego roku polscy księża biskupi za przykładem Portugalii zawierzyli swą
Ojczyznę Niepokalanemu Sercu Maryi. Ale dzień 8 września 1946 r. ukrył się
pokornie w cieniu odnowienia Ślubów Kazimierzowskich, w cieniu
uroczystości Milenijnych i ogłoszonego staraniem polskich księży biskupów
tytułu Matki Kościoła. Wszystkim wydawało się, że "polska droga" to droga
związana z tamtymi historycznymi wydarzeniami. Już niebawem Jan Paweł II
zamierzał spełnić wielki sen ks. Prymasa Wyszyńskiego: zawierzyć
kolegialnie świat Maryi jako Matce Kościoła. Nawet przez myśl mu nie
przeszło, że ma dokonać bardzo podobnego aktu, ale istotowo zupełnie
odmiennego: ma spełnić żądanie Matki Bożej i zawierzyć Rosję i świat Jej
Niepokalanemu Sercu, czyli - powrócić do polskiego doświadczenia z 1946 r.
Na 7 czerwca 1981 r. Ojciec Święty zaplanował wielką uroczystość
zawierzenia. Ale na drodze szatan postawił mu zamachowca.
Polska droga fatimskiego zawierzenia
Poświęcenie
Niepokalanemu Sercu Maryi wyznaczają trzy daty. W niedzielę po święcie
Nawiedzenia Maryi Panny, 7 lipca 1946 r., dokonały ofiarowania parafie.
Ślubowanie poprzedziło triduum i Komunia Święta generalna. W uroczystość
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, po odpowiednim przygotowaniu,
ofiarowali swe diecezje poszczególni biskupi. Wreszcie w święto Narodzenia
Matki Bożej zebrany na Jasnej Górze Episkopat dokonał w obecności
pielgrzymów z całego kraju poświęcenia Narodu i Rzeczypospolitej.
Najważniejszy był trzeci etap - centralne uroczystości na Jasnej
Górze, do których biskupi przygotowywali się przez dwudniowe rekolekcje. Z
całej Polski ściągnęły rzesze pielgrzymów. Poświęcony temu wydarzeniu
numer "Niedzieli" odnotował:
"Milion ludzi skupionych tłumnie, tłoczno
i ciasno, jeden tuż przy drugim, na jednym placu... głowa przy głowie...
morze głów ludzkich... Było razem ponad milion... Był to więc milion
ludzi, milion Polaków i Polek, które nie ulękły się niewygód i morderczych
warunków podróży koleją, wozami, zatłoczonymi ciężarowymi samochodami i...
piechotą z najodleglejszych okolic całej Polski... Był to milion serc,
pałających miłością do Matki Bożej, milion dusz, oddanych Panu Bogu,
milion mózgów, zatroskanych myślą o losach Ojczyzny i szukających u swojej
Matki i Królowej - pociechy, ratunku i mocy wiary w nadejście dnia, w
którym zapanuje na świecie Sprawiedliwość, i Pokój, i Miłość, i Prawda, i
Dobro, i Piękno! Taki milion ma swoją własną wymowę i swój własny ciężar
gatunkowy. Wartość takiego miliona nie da się ani obliczyć, ani wymierzyć,
ani nawet sobie uzmysłowić! I kto na własne oczy oglądał ów milion dusz
nieśmiertelnych, ten nigdy tego zapomnieć nie może!".
Życie darowane na nowo
Wydaje się, że Zły ma niejasne rozeznanie w
planach Bożych; bardzo mgliste, ale pozwalające mu przeczuwać czyhające na
niego zagrożenia. Wiedział, że nowy Papież pokrzyżuje jego szatańskie
zamiary. Postanowił udaremnić plany Boże - zabić Jana Pawła II. Nie
wiedział, że jeszcze przez chwilę mógł czuć się bezpiecznie, bo Ojciec
Święty poniekąd "zboczył z drogi". Na ironię, próba udaremnienia zamiarów
Bożych ściągnęła na niego definitywną porażkę: Papież dostał do ręki
busolę, która wskazała mu nieomylnie cel. Bóg w swej wszechmocy
wykorzystał zło dla przeprowadzenia swoich zamiarów. Dzień 13 maja okazał
się "Kaną Galilejską", w której Maryja przyspieszyła godzinę wypełnienia
się planów Bożych. Nic dziwnego, że Jan Paweł II określił to wydarzenie
jako największą łaskę, jakiej w swoim życiu doznał.
Zło wybiera na swe
działanie "zły" czas. Nie pierwszy i nie ostatni to przypadek w dziejach
Kościoła. Tu wybrał audiencję generalną 13 maja, w dzień wspomnienia Matki
Bożej Fatimskiej. Więcej, na pociągnięcie za spust pistoletu wybrał tę
samą godzinę (i minutę!), co pierwsze objawienie się Matki Bożej w
Fatimie. Szatan sprowokował Niebo do powtórzenia tego, co stało się 13
maja 1917 r. 13 maja 1981 r. znów objawiła się Matka Najświętsza ze swym
"Nie bójcie się". To były Jej pierwsze słowa wypowiedziane do małych
wizjonerów z Fatimy; teraz stały się treścią przesłania zawartego w
zamachu. Sugeruje to sam Jan Paweł II, który wspominając zamach, pisał w
"Przekroczyć próg nadziei": "Czy poprzez całe to wydarzenie jeszcze raz
Chrystus nie wypowiedział swojego: 'Nie lękajcie się!'? Czy nie
wypowiedział tych paschalnych słów i do Papieża, i do Kościoła, a
pośrednio do całej rodziny ludzkiej?".
Z chwilą, gdy Ali Agca podnosi
broń, następuje lawina wydarzeń. "Wewnątrz" Papież czuje obecność Maryi,
"która okazała się silniejsza od śmiercionośnej kuli", "na zewnątrz" Matka
Najświętsza uruchamia działanie łaski potężniejszej niż piekło, niż
śmierć. Najpierw zamachowiec błędnie myśli, że Ojciec Święty nosi
kamizelkę kuloodporną. Celuje nie w serce, ale w brzuch. Potem Jan Paweł
II w chwili pociągnięcia za spust przez zamachowca wykonuje ruch ręką;
kula trafia w palec i o milimetry zmienia swój tor - właśnie o te
milimetry mija tętnicę biodrową; na skutek jej przebicia Papież
wykrwawiłby się w ciągu paru minut. Potem po dwóch strzałach zacina się
jedna z najbardziej niezawodnych broni na świecie. Wreszcie nowa karetka
pędzi rezerwową trasą, omijając zaplanowane korki uliczne. I jeszcze jeden
dziwny zbieg okoliczności. I kolejny. "Cudów" naliczono siedem.
Cuda ocalenia
1. Kula zawadza o paliczek palca
wskazującego lewej ręki Jana Pawła II i zmienia śmiercionośny tor lotu.
2. Po drugim strzale zacina się pistolet, belgijski browning.
3. Trasę do szpitala, którą pokonuje się w dwadzieścia pięć minut, ambulans
przejechał w ciągu siedmiu minut - mimo awarii syreny.
4. Na Ojca Świętego czekał przygotowany do operacji zespół mający przyjąć innego
pacjenta.
5. Profesor Crucitti, który przeprowadził operację, przybył
z oddalonego o 4 km szpitala w ciągu kilku minut.
6. Śmiertelny wirus cytomegalii wycofał się w sposób niewytłumaczalny z organizmu Papieża.
Przytoczmy świadectwo profesora Crucittiego: "Zauważyłem coś
niewiarygodnego. Kula zdawała się biec zygzakiem przez żołądek, omijając
witalne organy. Ominęła również aortę. Jeśliby ją przebiła, Ojciec Święty
wykrwawiłby się przed dotarciem do szpitala. Ominęła też kręgosłup.
Wyglądało to tak, jakby kula była przez kogoś prowadzona w taki sposób, by
nie spowodowała nieodwracalnych zniszczeń".
Ojciec Święty szybko wracał do zdrowia, gdy nagle jego stan zaczął się z każdym dniem
pogarszać. Zaatakował go drugi morderca: wirus cytomegalii rozwijający się
jak pajęczyna w organizmie po przetoczeniu krwi. Zdaniem lekarzy, tu tkwi
największy cud tamtych dni, bo stopień zakażenia organizmu Jana Pawła II
był wyższy niż znane im przypadki śmiertelne.
"Zrozumiałem"
Minęła połowa lipca. Wciąż trwa
rekonwalescencja papieska - i rozmyślania nad znaczeniem zamachu. Nagle
Jan Paweł II dowiaduje się o zbieżności daty, godziny i minuty zamachu i
pierwszego objawienia fatimskiego. Już niebawem zna wszystkie dokumenty
fatimskie. Wówczas nałożyły się na siebie dwa twierdzenia, które okazały
się kluczem do odczytania Bożego szyfru. Jedno: "Za przyczyną Matki Bożej
życie zostało mi na nowo darowane"; drugie: "Zrozumiałem, że jedynym
sposobem ocalenia świata od wojny, ocalenia od ateizmu, jest nawrócenie
Rosji zgodnie z orędziem z Fatimy". Papież wiedział już, że ocaliła go
Pani Fatimska. Więcej, wiedział, że żyje po to, by wypełnić Jej żądanie.
Dzieje fatimskiego zawierzenia
1931 r., 13 maja
- Portugalia poświęca się Niepokalanemu Sercu Maryi.
Dzięki temu wojna domowa w Hiszpanii nie rozszerza się na Portugalię.
1940 r., 2 grudnia - siostra Łucja pisze list do Ojca Świętego, w którym zapewnia, że każdy
kraj, który poświęci się Niepokalanemu Sercu Maryi, otrzyma niezwykłe
łaski.
1942 r., 8 grudnia - Pius XII dokonuje poświęcenia świata
Niepokalanemu Sercu Maryi.
1946 r., 8 sierpnia - Polska jako pierwszy
kraj po Portugalii poświęca się Niepokalanemu Sercu Maryi, czego owocem
jest zachowanie wolności Kościoła w kraju rządzonym przez komunistów.
1959 r., 29 czerwca - W swej pierwszej encyklice "Ad Petri Cathedram"
Jan XXIII nawiązuje do poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi
dokonanego przez Piusa XII.
1964 r., 21 listopada - Na zakończenie III
sesji Soboru Paweł VI poświęca świat Niepokalanemu Sercu Maryi i
przekazuje do sanktuarium w Fatimie Złotą Różę.
1975 r., 13 maja - Biskupi portugalscy odnawiają akt poświęcenia narodu Niepokalanemu Sercu
Maryi.
1982 r., 13 maja - W Fatimie Jan Paweł II dziękuje za ocalone
życie i poświęca świat Niepokalanemu Sercu Maryi.
1984 r., 24 marca - Jan Paweł II sprowadza do Rzymu figurę z kaplicy Objawień w Fatimie.
2000 r., 8 października - Jan Paweł II sprowadza do Rzymu
figurę z kaplicy Objawień i ze wszystkimi biskupami świata zawierza Matce
Bożej Fatimskiej nowe tysiąclecie.
Ojciec Święty nie musi już pytać, po co ocalał, ani po co żyje. Wie, że trzeba ratować świat. Trzeba
zawierzyć świat i Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi - i to kolegialnie: w
łączności z wszystkimi księżmi biskupami! Trzeba doprowadzić do tego,
czego nie potrafił dokonać Pius XI, co nie udało się Piusowi XII w 1942
ani Pawłowi VI w 1964 r. To zdumiewające, ale siostra Łucja wiedziała już
w latach 30., że "Ojciec Święty na razie nie spełni życzeń Jezusa" i że
stanie się to dopiero wiele 'później'".
Congregavit nos in unum Christi amor
________________________________