Dnia 26 marca 2007 r. Stolica Apostolska zatwierdziła formularz Mszy Świętej o
Matce Bożej Licheńskiej oraz wyznaczyła w liturgii dzień 2 lipca jako
wspomnienie obowiązkowe Najświętszej Maryi Panny Licheńskiej dla
diecezji włocławskiej i jako uroczystość w licheńskim Sanktuarium.
Zapraszamy do wzięcia udziału w uroczystościach połączonych z
możliwością uzyskania odpustu zupełnego pod zwykłymi warunkami.
Warto dodać, że właśnie 2 lipca 2006 r. Cudowny Obraz Matki Bożej po prawie półtora wieku przebywania w kościele św. Doroty został uroczyście przeniesiony do bazyliki.
Warto dodać, że właśnie 2 lipca 2006 r. Cudowny Obraz Matki Bożej po prawie półtora wieku przebywania w kościele św. Doroty został uroczyście przeniesiony do bazyliki.
ŻOŁNIERSKI LOS
Piękny pałac w obszernym parku i rozległe tereny żyznej
kujawskiej ziemi w pobliżu Izbicy Kujawskiej należały do Tomasza Kłossowskiego.
Był to dobry dziedzic dla ludzi, ofiarny dla ojczyzny i dzielny W jej obronie.
Brał udział W Wojnach i powstaniach przeciwko zaborcom, za co został surowo
ukarany.
Zabrano mu majątek i grożono więzieniem.
Przebrany w chłopską sukmanę przybył do Izabelina w parafii Licheń, kupił sobie
4 morgi ziemi i mały domek, przy którym wybudował kuźnię. Klepał w niej
chłopskie lemiesze, a może i Wojenne pałasze; podkuwał chłopskie konie, a może
i konie powstańców? W niedługim czasie wybuchła
wojna, Więc Tomasz zamknął swą kuźnię i poszedł walczyć o Polskę. Przewędrował
pół Europy, zaznał gorzkiego losu żołnierza; do ostatniej kuli w ładownicy walczył
pod Lipskiem. Widział bohaterską śmierć księcia Józefa, a potem
nieprzyjacielskie kule rozszarpały jego prawą nogę, bok i poraniły głowę. Na
skutek odniesionych ran i ogromnego wyczerpania Tomasz był bliski śmierci. Ostatkiem
sił zaczołgał się w gęste zarośla i, oczekując niechybnego zgonu, zaczął
żarliwie wzywać pomocy Matki Bożej.
Żołnierskie serce ogarnęła wielka żałość i
tęsknota za ojczystym krajem. Nie chciał umierać między obcymi, na niemieckiej
ziemi, więc wyciągnął medalik Matki Boskiej Częstochowskiej, który miał na
piersi, całował go i modlił się o pomoc, o cud, bo tylko on mógł go uratować.
Według ludowej tradycji Maryja wysłuchała ufnego błagania biednego żołnierza i przybyła mu z pomocą. W zorzy krwawo zachodzącego słońca, na tle jesiennych mgieł ujrzał Tomasz Najświętszą Panienkę, jak szła przez pobojowisko, w amarantowej sukni, w złocistym płaszczu, na którym były widoczne symbole Męki Pańskiej, w królewskiej koronie na głowie. Przepięknej urody twarz Niepokalanej była niewymownie bolejąca. Spod przymkniętych powiek smutne oczy patrzyły na Orła Białego, którego Boża Rodzicielka rękami przytulała do piersi.
Pochylając się nad rannym Maryja obiecała mu zdrowie i powrót na ojczystą ziemię. Jednocześnie poleciła, aby się postarał o Jej wizerunek. „Dobrze mi się przypatrz — miała napomnieć — abym na tym obrazie wyglądała tak, jak mnie tu widzisz. Ten wizerunek umieścisz w miejscu publicznym w swych rodzinnych stronach. Naród mój będzie przed tym wizerunkiem się modlił i będzie czerpał moc łask z rąk moich w najtrudniejszych dla siebie czasach".
Po tym widzeniu zapadła noc, podczas której jacyś ludzie odnaleźli w zaroślach rannego i, tknięci litością, zabrali do swego domu. Tam wezwali lekarza i otoczyli go troskliwą opieką, dzięki temu szybko odzyskał zdrowie i siły. Wiosną 1814 r. Tomasz Kłossowski powrócił do ojczyzny i zamieszkał w Izabelinie, 7 kilometrów od Lichenia. Na nowo otworzył kuźnię i ciężką pracą zarabiał na kawałek chleba. Żył oszczędnie, gromadził drobne grosze, aby każdego roku jeden miesiąc poświęcić na pieszą pielgrzymkę do jakiegoś świętego miejsca. Pamiętał o poleceniu Matki Bożej.
Poczuwając się do wdzięczności za ocalone życie, pobożny kowal przez wiele lat daremnie poszukiwał upragnionego obrazu. Wędrował po miejscach pielgrzymkowych, sławnych klasztorach i kościołach, spotykał najrozmaitsze obrazy Matki Jezusowej, ale tej przepięknej bolesnej twarzy, jaką widział wtedy i miał wyrytą w duszy, nigdzie nie mógł znaleźć.
W 1836 r. odbył Tomasz pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę do Częstochowy, na odpust Matki Bożej Siewnej w dniu 8 września. Tam był u spowiedzi i Komunii Św. Modlił się i skarżył przed Maryją, że Jej życzeń nie może spełnić, że daremnie już tyle lat poszukuje upragnionego Jej wizerunku.
Wracając z odpustu w dniu 9 września, gdy uszedł zaledwie 9 km drogi, we wsi Lgota zauważył, że jacyś pielgrzymi, którzy również wracali z odpustu, całą gromadą zatrzymali się na modlitwę przy kapliczce zawieszonej na drzewie rosnącym na polu, niedaleko gościńca. Kłossowski dołączył się do modlących, a gdy oni ruszyli w dalszą drogę, zbliżył się do kapliczki i ujrzał obraz tak dawno poszukiwany.
Wizerunek Matki Bożej namalowany był farbami olejnymi na modrzewiowej desce. Twarz Najświętszej Panny pełna była bolesnej zadumy, smutku, a zarazem uroku. Spod lekko opuszczonych powiek wyraziste oczy patrzyły na Białego Orła rozpostartego na Jej piersiach, a zarazem głęboko przenikały w serce Tomasza.
Całe oblicze pełne było powagi, majestatu i skupienia, było bolesne, a jednocześnie pełne dobroci i ufnej nadziei. Na złocistym płaszczu widniały symbole Męki Pańskiej: cierniowa korona, bicze, gwoździe, włócznia; na głowie — korona królewska. U stóp Orła napis: „Królowo Polski, udziel pokoju dniom naszym".
Stan malowidła świadczył, że obraz nie był nowy, że powstał dziesiątki lat temu, może nawet w czasie konfederacji barskiej w 1772 r., gdy w ten sposób malowano obrazy. Kto go malował i kto na tym drzewie zawiesił — nie wiadomo. Tomasz uradowany i do głębi przejęty padł na kolana i łkając ze wzruszenia nie mógł oczu oderwać od świętego oblicza. Wspomnienia powróciły falą do serca, wydawało mu się, ze znów jest na wojnie, że wyczerpany i opuszczony czeka na śmierć, a tu nad nim pochyla się Maryja i wyciąga ku niemu matczyne ręce. Ale dlaczego jest taka zbolała?! To chyba dlatego, że patrzy na okrutne narzędzia męki, które rozdzierały ciało Jej ukochanego Syna.
W tej chwili zabłysła mu inna myśl: Maryja patrzy w głąb jego serca, w jego duszę, widzi jego grzechy i słabości! To właśnie sprawia Jej tę niewymowną boleść! Ból i łzy Matki nad niedobrym dzieckiem... A wreszcie miał i to wrażenie, że grzechy i niewierności całego narodu polskiego były tymi mieczami, które przeszyły Serce Matki Bożej i Królowej Polski. Pobożny kowal patrzył, modlił się i szeptał: „Najświętsza Panienko, nie odejdę z tego miejsca bez Ciebie, muszę Cię zabrać do swych rodzinnych stron".
Od ludzi, którzy na sąsiednim zagonie kopali ziemniaki, dowiedział się Tomasz, że właścicielem pola, drzewa i obrazu jest Niemiec, kolonista, który kilka lat temu nabył tę ziemię i sprowadził się do ich wioski.
Niemiec był protestantem i bez pieniędzy ofiarował obraz Tomaszowi, wyjaśniając: „On tu usiadł ten obraz na tym drzewie pewnej nocy... i od tego czasu mam na polu wielkie szkody. Bo wszyscy ludzie, co idą do Częstochowy, albo wracają, zatrzymują się koło tego obrazka, klękają, modlą się i chodzą na kolanach przed nim. Przez to pole jest zdeptane i nic na nim nie rośnie. Weź pan darmo ten obrazek, ja nie chcę żadne pieniądze". Tomasz z radością i wzruszeniem zdjął obraz z topoli, od jakiejś gospodyni kupił kawałek lnianego płótna .owinął wizerunek i na piersiach przyniósł do swego domu w Izabelinie.
Osiem lat obraz był w mieszkaniu Kłossowskiego otoczony czcią i ogromnym szacunkiem. Podanie głosi, ze w tym czasie twarz Madonny pokrywała się niekiedy kroplami potu. Ludzie zwracali uwagę, że jest to jakiś znak, ale kowal ani myślał pozbyć się obrazu Madonny, który bardzo pokochał. Ludzie szeptali, że kowal ma na pewno na sumieniu jakieś ukryte grzechy, bo w jego domu nawet obraz Matki Boskiej źle się czuje. Nic dziwnego — powtarzano — tłukł się na wojnach, włóczył się po całym świecie, a wiadomo, że żołnierz i wojacy świętymi nie są.
Tomasz wiedział, o co Matce Bożej chodzi. Kropelki potu z twarzyczki Najświętszej Panienki obcierał delikatnie ręcznikiem, milczał przed ludźmi i wcale nie miał zamiaru oddać obrazu z domu, choćby i do kościoła.
Był 1844 r. — kowal ciężko zachorował. Nic nie pomógł lekarz przywieziony z Konina, nie przyniosły ulgi lekarstwa. Wydawało się, że zbliża się śmierć. Wezwano kapłana, zeszli się sąsiedzi. Proboszcz, Florian Kosiński, wyspowiadał chorego, namaścił świętymi olejami. Tomasz był tak wycieńczony chorobą, że nie miał siły nawet się przeżegnać. Po odjeździe księdza sąsiedzi się rozeszli, a żona Tomasza poszła na podwórko wykonać wieczorne obrządki. Chory sam pozostał w pokoju i wtedy usłyszał jakiś dziwny głos pochodzący z obrazu:
— Tomaszu, wynieść mnie z twego domu do puszczy. Tomasz przerażony odpowiedział: Najświętsza Panienko, jak Cię mogę wynieść, kiedym taki chory i słaby, że na nogach ustać nie mogę. Wybacz mi, Maryjo, ale Cię nie wyniosę, bo nie mogę. Będziesz zdrowy — usłyszał tajemniczy głos. I w tej chwili jakby dziwny prąd przeniknął całe jego ciało i poczuł się zdrowy. Wyskoczył z łóżka, ubrał się i wyszedł przed dom na podwórko. Widząc to zbna narobiła krzyku, zbiegli się ludzie ogromnie zdziwieni, że przed godziną Tomasz był prawie konający, a teraz zdrowy i wesoły.
Co się stało — pytano. Najświętsza Panienka wróciła mi zdrowie, ale Jej obraz muszę wynieść do lasu. Następnego dnia kowal udał się do pewnego stolarza w Koninie i zamówił u niego małą kapliczkę dla obrazu Madonny. Za kilka dni kapliczka była gotowa. Przywiózł ją do Izabelina bliski sąsiad Kłossowskiego, niejaki Mertowski. Z bólem serca niósł Tomasz wizerunek Najświętszej Panienki do grąblińskiej puszczy. Od gospodarza Machowczyka z Grąblina pożyczył drabiny, znalazł przy leśnej ścieżynie potężną sosnę, liczącą setki lat, i na niej umieścił kapliczkę dość wysoko nad ziemią. Każdej niedzieli, gdy szedł lub wracał z kościoła, skręcał do leśnej gęstwiny, aby swe oczy i serce ucieszyć widokiem Najświętszej Panienki. Mijały kwadranse na serdecznej rozmowie starego żołnierza z Matką Bożą. Tomasz zmarł 7 sierpnia 1848 r. Pamięć o nim jako o wielkim patriocie, o człowieku szlachetnym i wielkim czcicielu Matki Bożej do dziś jest żywa. W 1967 r. mieszkańcy Izabelina wystawili mu nowy grobowiec na zboczu licheńskiego wzgórza, w pobliżu świątyni, na miejscu grobowca zniszczonego przez Niemców w czasie ostatniej wojny.
Według ludowej tradycji Maryja wysłuchała ufnego błagania biednego żołnierza i przybyła mu z pomocą. W zorzy krwawo zachodzącego słońca, na tle jesiennych mgieł ujrzał Tomasz Najświętszą Panienkę, jak szła przez pobojowisko, w amarantowej sukni, w złocistym płaszczu, na którym były widoczne symbole Męki Pańskiej, w królewskiej koronie na głowie. Przepięknej urody twarz Niepokalanej była niewymownie bolejąca. Spod przymkniętych powiek smutne oczy patrzyły na Orła Białego, którego Boża Rodzicielka rękami przytulała do piersi.
Pochylając się nad rannym Maryja obiecała mu zdrowie i powrót na ojczystą ziemię. Jednocześnie poleciła, aby się postarał o Jej wizerunek. „Dobrze mi się przypatrz — miała napomnieć — abym na tym obrazie wyglądała tak, jak mnie tu widzisz. Ten wizerunek umieścisz w miejscu publicznym w swych rodzinnych stronach. Naród mój będzie przed tym wizerunkiem się modlił i będzie czerpał moc łask z rąk moich w najtrudniejszych dla siebie czasach".
Po tym widzeniu zapadła noc, podczas której jacyś ludzie odnaleźli w zaroślach rannego i, tknięci litością, zabrali do swego domu. Tam wezwali lekarza i otoczyli go troskliwą opieką, dzięki temu szybko odzyskał zdrowie i siły. Wiosną 1814 r. Tomasz Kłossowski powrócił do ojczyzny i zamieszkał w Izabelinie, 7 kilometrów od Lichenia. Na nowo otworzył kuźnię i ciężką pracą zarabiał na kawałek chleba. Żył oszczędnie, gromadził drobne grosze, aby każdego roku jeden miesiąc poświęcić na pieszą pielgrzymkę do jakiegoś świętego miejsca. Pamiętał o poleceniu Matki Bożej.
Poczuwając się do wdzięczności za ocalone życie, pobożny kowal przez wiele lat daremnie poszukiwał upragnionego obrazu. Wędrował po miejscach pielgrzymkowych, sławnych klasztorach i kościołach, spotykał najrozmaitsze obrazy Matki Jezusowej, ale tej przepięknej bolesnej twarzy, jaką widział wtedy i miał wyrytą w duszy, nigdzie nie mógł znaleźć.
W 1836 r. odbył Tomasz pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę do Częstochowy, na odpust Matki Bożej Siewnej w dniu 8 września. Tam był u spowiedzi i Komunii Św. Modlił się i skarżył przed Maryją, że Jej życzeń nie może spełnić, że daremnie już tyle lat poszukuje upragnionego Jej wizerunku.
Wracając z odpustu w dniu 9 września, gdy uszedł zaledwie 9 km drogi, we wsi Lgota zauważył, że jacyś pielgrzymi, którzy również wracali z odpustu, całą gromadą zatrzymali się na modlitwę przy kapliczce zawieszonej na drzewie rosnącym na polu, niedaleko gościńca. Kłossowski dołączył się do modlących, a gdy oni ruszyli w dalszą drogę, zbliżył się do kapliczki i ujrzał obraz tak dawno poszukiwany.
Wizerunek Matki Bożej namalowany był farbami olejnymi na modrzewiowej desce. Twarz Najświętszej Panny pełna była bolesnej zadumy, smutku, a zarazem uroku. Spod lekko opuszczonych powiek wyraziste oczy patrzyły na Białego Orła rozpostartego na Jej piersiach, a zarazem głęboko przenikały w serce Tomasza.
Całe oblicze pełne było powagi, majestatu i skupienia, było bolesne, a jednocześnie pełne dobroci i ufnej nadziei. Na złocistym płaszczu widniały symbole Męki Pańskiej: cierniowa korona, bicze, gwoździe, włócznia; na głowie — korona królewska. U stóp Orła napis: „Królowo Polski, udziel pokoju dniom naszym".
Stan malowidła świadczył, że obraz nie był nowy, że powstał dziesiątki lat temu, może nawet w czasie konfederacji barskiej w 1772 r., gdy w ten sposób malowano obrazy. Kto go malował i kto na tym drzewie zawiesił — nie wiadomo. Tomasz uradowany i do głębi przejęty padł na kolana i łkając ze wzruszenia nie mógł oczu oderwać od świętego oblicza. Wspomnienia powróciły falą do serca, wydawało mu się, ze znów jest na wojnie, że wyczerpany i opuszczony czeka na śmierć, a tu nad nim pochyla się Maryja i wyciąga ku niemu matczyne ręce. Ale dlaczego jest taka zbolała?! To chyba dlatego, że patrzy na okrutne narzędzia męki, które rozdzierały ciało Jej ukochanego Syna.
W tej chwili zabłysła mu inna myśl: Maryja patrzy w głąb jego serca, w jego duszę, widzi jego grzechy i słabości! To właśnie sprawia Jej tę niewymowną boleść! Ból i łzy Matki nad niedobrym dzieckiem... A wreszcie miał i to wrażenie, że grzechy i niewierności całego narodu polskiego były tymi mieczami, które przeszyły Serce Matki Bożej i Królowej Polski. Pobożny kowal patrzył, modlił się i szeptał: „Najświętsza Panienko, nie odejdę z tego miejsca bez Ciebie, muszę Cię zabrać do swych rodzinnych stron".
Od ludzi, którzy na sąsiednim zagonie kopali ziemniaki, dowiedział się Tomasz, że właścicielem pola, drzewa i obrazu jest Niemiec, kolonista, który kilka lat temu nabył tę ziemię i sprowadził się do ich wioski.
Niemiec był protestantem i bez pieniędzy ofiarował obraz Tomaszowi, wyjaśniając: „On tu usiadł ten obraz na tym drzewie pewnej nocy... i od tego czasu mam na polu wielkie szkody. Bo wszyscy ludzie, co idą do Częstochowy, albo wracają, zatrzymują się koło tego obrazka, klękają, modlą się i chodzą na kolanach przed nim. Przez to pole jest zdeptane i nic na nim nie rośnie. Weź pan darmo ten obrazek, ja nie chcę żadne pieniądze". Tomasz z radością i wzruszeniem zdjął obraz z topoli, od jakiejś gospodyni kupił kawałek lnianego płótna .owinął wizerunek i na piersiach przyniósł do swego domu w Izabelinie.
Osiem lat obraz był w mieszkaniu Kłossowskiego otoczony czcią i ogromnym szacunkiem. Podanie głosi, ze w tym czasie twarz Madonny pokrywała się niekiedy kroplami potu. Ludzie zwracali uwagę, że jest to jakiś znak, ale kowal ani myślał pozbyć się obrazu Madonny, który bardzo pokochał. Ludzie szeptali, że kowal ma na pewno na sumieniu jakieś ukryte grzechy, bo w jego domu nawet obraz Matki Boskiej źle się czuje. Nic dziwnego — powtarzano — tłukł się na wojnach, włóczył się po całym świecie, a wiadomo, że żołnierz i wojacy świętymi nie są.
Tomasz wiedział, o co Matce Bożej chodzi. Kropelki potu z twarzyczki Najświętszej Panienki obcierał delikatnie ręcznikiem, milczał przed ludźmi i wcale nie miał zamiaru oddać obrazu z domu, choćby i do kościoła.
Był 1844 r. — kowal ciężko zachorował. Nic nie pomógł lekarz przywieziony z Konina, nie przyniosły ulgi lekarstwa. Wydawało się, że zbliża się śmierć. Wezwano kapłana, zeszli się sąsiedzi. Proboszcz, Florian Kosiński, wyspowiadał chorego, namaścił świętymi olejami. Tomasz był tak wycieńczony chorobą, że nie miał siły nawet się przeżegnać. Po odjeździe księdza sąsiedzi się rozeszli, a żona Tomasza poszła na podwórko wykonać wieczorne obrządki. Chory sam pozostał w pokoju i wtedy usłyszał jakiś dziwny głos pochodzący z obrazu:
— Tomaszu, wynieść mnie z twego domu do puszczy. Tomasz przerażony odpowiedział: Najświętsza Panienko, jak Cię mogę wynieść, kiedym taki chory i słaby, że na nogach ustać nie mogę. Wybacz mi, Maryjo, ale Cię nie wyniosę, bo nie mogę. Będziesz zdrowy — usłyszał tajemniczy głos. I w tej chwili jakby dziwny prąd przeniknął całe jego ciało i poczuł się zdrowy. Wyskoczył z łóżka, ubrał się i wyszedł przed dom na podwórko. Widząc to zbna narobiła krzyku, zbiegli się ludzie ogromnie zdziwieni, że przed godziną Tomasz był prawie konający, a teraz zdrowy i wesoły.
Co się stało — pytano. Najświętsza Panienka wróciła mi zdrowie, ale Jej obraz muszę wynieść do lasu. Następnego dnia kowal udał się do pewnego stolarza w Koninie i zamówił u niego małą kapliczkę dla obrazu Madonny. Za kilka dni kapliczka była gotowa. Przywiózł ją do Izabelina bliski sąsiad Kłossowskiego, niejaki Mertowski. Z bólem serca niósł Tomasz wizerunek Najświętszej Panienki do grąblińskiej puszczy. Od gospodarza Machowczyka z Grąblina pożyczył drabiny, znalazł przy leśnej ścieżynie potężną sosnę, liczącą setki lat, i na niej umieścił kapliczkę dość wysoko nad ziemią. Każdej niedzieli, gdy szedł lub wracał z kościoła, skręcał do leśnej gęstwiny, aby swe oczy i serce ucieszyć widokiem Najświętszej Panienki. Mijały kwadranse na serdecznej rozmowie starego żołnierza z Matką Bożą. Tomasz zmarł 7 sierpnia 1848 r. Pamięć o nim jako o wielkim patriocie, o człowieku szlachetnym i wielkim czcicielu Matki Bożej do dziś jest żywa. W 1967 r. mieszkańcy Izabelina wystawili mu nowy grobowiec na zboczu licheńskiego wzgórza, w pobliżu świątyni, na miejscu grobowca zniszczonego przez Niemców w czasie ostatniej wojny.
opr. na postawie wydawnictw Księży Marianów
Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________