O. Stanisław Papczyński nie zrażał się licznymi trudnościami, jakie
stanęły na przeszkodzie nowemu zakonowi. Nie zawsze bowiem był rozumiany
i wspierany. Przeżył m.in. boleśnie zawód, jaki sprawił mu bp Mikołaj
Oborski, kiedy cofnął rekomendację dla zgromadzenia. Stało się to
powodem jego głębokiego kryzysu wewnętrznego, chciał nawet wrócić do
pijarów. Bóg jednak prowadził go dalej drogą ciernistą, ale zapewne
bardziej skuteczną w osiąganiu świętości. O. Papczyński martwił się całe
lata, czekając na aprobatę Stolicy Apostolskiej. Wytrwał jednak przy
Niepokalanej, zawsze uległy papieżowi i biskupom, zachowując prawa
kościelne i zakonne.
Nikogo nie chciał skrzywdzić, zawsze chętnie dziękował za każde życzliwe słowo, gest lub czyn. Zdobywał się na prośbę, uśmiech czy żart, uważając, że tym łatwiej kogoś przekona, niż rozkazem czy surowością. Wszystko, co czynił, nawet biały kolor habitu, miało wyrażać cześć dla Niepokalanej.
Nikogo nie chciał skrzywdzić, zawsze chętnie dziękował za każde życzliwe słowo, gest lub czyn. Zdobywał się na prośbę, uśmiech czy żart, uważając, że tym łatwiej kogoś przekona, niż rozkazem czy surowością. Wszystko, co czynił, nawet biały kolor habitu, miało wyrażać cześć dla Niepokalanej.
A trzeba pamiętać, że założenie Zgromadzenia Marianów od
Niepokalanego Poczęcia w okresie, kiedy w Kościele była to prawda przez
wielu teologów i duchownych zwalczana, stawiało go wśród grona wybitnych
czcicieli Matki Bożej z tego czasu, jak św. Jan Eudes, św. Grignion de
Montfort czy św. Alfons Liguori. Założyciel marianów dobrze wiedział, że
rzymska inkwizycja wydała poufny dekret zakazujący używania tytułu
„Niepokalane Poczęcie”. Na podstawie tego dekretu, od 1627 r.
inkwizytorzy wielokrotnie występowali przeciwko publikacjom, które miały
w tytule zabronione sformułowanie. W 1644 r. dekret ten został podany
do publicznej wiadomości, co postawiło w dość trudnej sytuacji tzw.
immaculistów, czyli zwolenników Niepokalanego Poczęcia. Na szczęście,
byli oni popierani przez władców chrześcijańskich, ci zaś próbowali
wymóc na Stolicy Apostolskiej jasne zdefiniowanie tej maryjnej prawdy.
Charyzmatyk i wizjoner
Pełna znaków Opatrzności Bożej jest też historia życia o. Papczyńskiego.
Co ważne, z wszystkich tragicznych wydarzeń wychodził obronną ręką. Nie
były to jednak cuda spektakularne, przeciwstawiające się na pierwszy
rzut oka naturze. Z pewnością jednak były to znaki dla niego, miały
także charakter religijny, były wynikiem mocnej, ewangelicznej wiary.
Pomijając cudowne ocalenie jego brzemiennej matki podczas przeprawy
przez Dunajec, wspomnieć trzeba nadzwyczajne odzyskanie przez chłopca
sprawności umysłowej. Odnotować należy też wydarzenie, gdy garnek z
gotującym się rosołem przechylił się i oblał mu nogi. Oparzenie było tak
głębokie, że w niektórych miejscach ciało odeszło od kości. W jednej
chwili Janek stał się kaleką, a może by nawet umarł, zaczął jednak
błagać Matkę Najświętszą o ratunek. I o dziwo, oparzenie i rany nagle
znikły, nie pozostawiając żadnego śladu. Innym razem, także w
dzieciństwie, spadł z wysokiej drabiny. Stracił przytomność. Z pewnością
złamał nogi, a może nawet naruszył kręgosłup. Znowu za przyczyną Matki
Miłosierdzia wszystkie złamania i rany zagoiły się w jednej chwili.
Również gdy ciężko zachorował na febrę, jednego dnia został całkowicie
uzdrowiony. Kilka razy topił się w Wiśle, Sanie oraz w Bałtyku. Zdarzyło
się też, że żołnierz szwedzki kilkakrotnie ciął go w głowę, ale miecz
za każdym razem ześlizgiwał się po głowie, jak gdyby uderzał w kamień, a
nie w ciało. Kiedy odszedł od pijarów, szczęśliwie przeżył zamach na
swoje życie. Wszystkie te doświadczenia umocniły o. Papczyńskiego w
przeświadczeniu, że Maryja ze szczególną troską czuwa nad jego życiem i
wzrostem duchowym.
Doznał cudownych ocaleń, ale sam też uzdrawiał chorych, miał dar
lewitacji podczas modlitwy, w ekstazach widział dusze w czyśćcu
cierpiące, miał też dar prorokowania i poznania przyszłości - np. 11
listopada 1673 r., w odpust św. Marcina, przygotowując się do kazania w
Chojnacie, otrzymał proroczą wizję: ujrzał w zachwyceniu wielkie
zwycięstwo rycerstwa polskiego nad Turkami pod Chocimiem. Choć przebywał
150 mil od miejsca bitwy, zobaczył oczyma duszy pole walki, rozgromioną
armię Husejna Paszy, liczącą 30 tysięcy żołnierzy. Widział, jak hetman
Sobieski osobiście poprowadził do walki regimenty piechoty i dragonii.
Otrzymawszy tę wizję, o. Stanisław zaniemówił z wrażenia. To było coś
tak wspaniałego, że aż prosiło się, aby o tym zwycięstwie opowiedzieć z
ambony. Ludzie byli tak przybici klęskami Rzeczypospolitej, że wielu
odnosiło wrażenie, jakby Bóg odwrócił się od kraju. A tu nagle taki dar!
Dlatego zapewne otrzymał to wewnętrzne natchnienie, aby ogłosił o
nadzwyczajnym zwycięstwie wszystkim obecnym w kościele. Kiedy
opowiedział widzenie, wrażenie było piorunujące. Ludzie upadli na kolana
przed obrazem Matki Bożej w chojnackim kościele i głośno płacząc,
dziękowali za dar zwycięstwa oręża polskiego.
Dobrze udokumentowano trzy doświadczenia mistyczne o. Papczyńskiego,
związane z cierpiącymi w czyśćcu. Najpierw w 1675 r. - posługując jako
kapelan wojsk Rzeczypospolitej u boku hetmana Jana Sobieskiego, podczas
wojny z Turkami na Ukrainie - otrzymał wizję zmarłych żołnierzy,
proszących go o wstawiennictwo u Boga. Później na dworze Karskich, już
jako marianin, o. Stanisław w obecności wielu osób popadł w ekstazę, po
której do zaskoczonych współbraci powiedział: „Błagam was, módlcie się,
bracia, za dusze czyśćcowe, bo nieznośne cierpią męczarnie”. Potem przez
kilka dni pozostawał we własnej celi, zanosząc modlitwy i podejmując
post za zmarłych. Trzecie doświadczenie tajemnicy czyśćca zostało mu
udzielone w 1676 r. w sanktuarium Matki Bożej w Studziannie, gdzie
pielgrzymował w celu uproszenia dla siebie łaski zdrowia. Podczas tej
ekstazy ujrzał także Matkę Bożą modlącą się za niego, aby odzyskał
zdrowie i mógł nadal wspomagać zmarłych.
Na podstawie: marianie.pl
Patrz także: Bł. Stanisław Papczyński - modlitwa o uzdrowienie
Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________