[pisownia oryginalna]
Oprócz
tej męki duchowej, jest też w czyśćcu – przynajmniej dla wielu dusz –
cierpienie fizyczne. Przypuszcza się to analogicznie do piekła, gdzie jest
podwójna kara, damni et sensus, utrata Boga i kara zmysłów, wymierzona za
podwójną złość grzechu: odwrócenia się od Boga i nadużycia stworzeń; w pewnej
mierze bowiem i w grzechach powszednich ta dwojaka złość się znajduje: uraza
Boga i złe użycie stworzeń. Stan bezcielesny tych dusz utrudnia nam zrozumienie
takiego cierpienia, ale nie wprowadza niemożliwości, skoro pewne jest, że złe
duchy i dusze potępione takiemuż cierpieniu podlegają w piekle [14].
Jakież
są te cierpienia fizyczne? Teologowie i asceci dość powszechnie mówią o ogniu
czyśćcowym; powołują się na przytoczony przez nas tekst świętego Pawła i na
niektórych Ojców. Zdanie to jest bardzo poważne, lekceważyć się. nie da; nie
jest jednak właściwie nauką Kościoła. Kościół raz, mianowicie na soborze
Florenckim, tę kwestię roztrząsał; łacińscy biskupi byli za ogniem prawdziwym,
greccy sprzeciwili się; nie odrzucali w ogóle kary fizycznej, tylko natury jej
określić nie chcieli. „Czy to ogień, mówili, czy ciemność, czy burze, czy co
innego w tym rodzaju, nie sądzimy, żeby na tym zależało”. I na tym się
skończyło, że sobór w orzeczeniu o czyśćcu pominął tę kwestię. Również ją
pominął Sobór Trydencki [15]. – Może
ta kwestia o ogniu nie jest tak doniosłą, jak się zdaje. Pewnie ani ogień ani
cierpienia drugiego świata nie są jednogatunkowe z ogniem i cierpieniem tego
życia; cierpią jednak te dusze fizycznie, zapewnię od środowiska, w którym się
znajdują, tak, że znany nam ból od ognia jest najbardziej zbliżonym tego
cierpienia wyrazem.
Mówią też niektórzy autorzy, zwłaszcza asceci, o trapieniu dusz czyśćcowych przez czartów. Ale św. Tomasz obala to przypuszczenie tą krótką a jędrną odprawą: że nie jest właściwe, by dusze, które zwycięstwo nad szatanem odniosły, były przez niego dręczone [16]. A za tym zdaniem św. Tomasza poszedł ogół teologów. – Konsekwentnie nie może być mowy o żadnym zetknięciu tych dusz świętych z potępionymi. To zaś prowadzi nas dalej do przypuszczenia, że jest dla tych dusz jakieś miejsce osobne, gdzie trzymane są, wyrokiem Bożym i mocą swego stanu, jakoby w więzieniu: εν φνλαχη według wyrażenia św. Piotra, i samego Chrystusa Pana [17]. – Gdzie jest to miejsce pokuty? o tym milczą źródła objawienia. Bóg, z przyczyn zawsze miłościwych, nie chciał żebyśmy znali topografie drugiego świata. I ten wyrok uszanować winniśmy [18].
Mało też wiemy o długości kar czyśćcowych. Jedną przecież co do tego wskazówkę daje nam Pismo św.: ową wzmiankę o duszach, nawróconych w chwili potopu, a trzymanych w karze aż do przyjścia Chrystusa. Kiedy do tego dodamy znaną nam już praktykę, od pierwszych wieków Kościoła istniejącą: ofiarowania corocznie mszy za umarłego w rocznice jego śmierci – wywnioskować stąd możemy, że, nie wszystkie oczywiście, lecz niektóre przynajmniej dusze, długie lata w czyśćcu pokutują.
Cierpienia więc w czyśćcu są wielkie, ale obok cierpień są radości wielkie – bodaj czy nie większe od cierpień. Wiliam Faber, chlubnie znany asceta i teolog, rozpisując się o czyśćcu w dziele swym Wszystko dla Jezusa, rzucił taki pogląd, że są w Kościele dwie opinie o czyśćcu, dwie szkoły teologów i kaznodziei: jedna, która przedstawia czyściec, „jak piekło nie wieczne, pełne gwałtu, zamieszania, jęków, strachu”; – druga, która wynosi doskonałe godzenie się dusz czyśćcowych z wolą Bożą, pokój, jakim się cieszą, i radość, która im daje przedsmak nieba. Dodaje Faber, że obie te opinie godzą się we wnioskach praktycznych: co do wspomagania dusz cierpiących i troskliwości o czystość własnego sumienia. – Pogląd ten przecież nie jest dokładny: nie ma właściwie dwóch opinii, dwóch szkół w tej kwestii; ale to tylko jest prawdą, że wielu teologów, kaznodziei, ascetów, traktując o czyśćcu, kładzie cały nacisk na kary, a zaniechuje zastanowić się nad tym: jakie są w czyśćcu pociechy. Im zapewnię idzie o to, żeby jak najsilniej od grzechu powszedniego odstraszyć, lub jak najskuteczniej do miłosierdzia dla dusz cierpiących nakłonić. Nam się jednak zdaje daleko właściwiej rzecz Bożą przedstawić tak, jak ją Bóg zrobił: czyściec okazać takim, żeby i sprawiedliwość Bożą głosił, i nie mniej miłość Jego i dobroć. I dzisiaj, coraz więcej piszących o czyśćcu tak czyni.
Naprzód, szczęście wśród cierpienia, przynajmniej w duszach świętych, nie jest żadną niemożliwością. Czy nie zdarza się i tu na ziemi widzieć dusze doskonalsze, rozpromienione szczęściem wśród największych doświadczeń, jakie od Boga miłośnie przyjmują – a niekiedy i wypraszają sobie? Czy żywoty świętych, czy pisma ich nie są pełne lubowania się w ostrościach, radości w krzyżu? Dusze w czyśćcu nie są zapewne wszystkie równie wysoko w miłości, wszystkie jednakże kochają Boga i Jego świętą wolę, miłością czystą i niezachwianą; są więc zdolne być szczęśliwe w cierpieniu.
[14] Już sam fakt, że człowiek za życia cierpi fizycznie od ognia i od wielu innych czynników, dowodzi, że w duszy tkwi jakaś zdolność po odczuwania cierpień fizycznych, gdyż ciało materialne samo czuć nie może. Za życia, co prawda, materialne czynniki działają wprost na materialne organa nasze; ale jakieś przecież przejście, jakiś związek przyczynowy być musi między tym materialnym potraceniem organów, a tym, co dusza odczuwa; musi więc być jakakolwiek możliwość, żeby dusza pod wpływem materii cierpiała.
Mówią też niektórzy autorzy, zwłaszcza asceci, o trapieniu dusz czyśćcowych przez czartów. Ale św. Tomasz obala to przypuszczenie tą krótką a jędrną odprawą: że nie jest właściwe, by dusze, które zwycięstwo nad szatanem odniosły, były przez niego dręczone [16]. A za tym zdaniem św. Tomasza poszedł ogół teologów. – Konsekwentnie nie może być mowy o żadnym zetknięciu tych dusz świętych z potępionymi. To zaś prowadzi nas dalej do przypuszczenia, że jest dla tych dusz jakieś miejsce osobne, gdzie trzymane są, wyrokiem Bożym i mocą swego stanu, jakoby w więzieniu: εν φνλαχη według wyrażenia św. Piotra, i samego Chrystusa Pana [17]. – Gdzie jest to miejsce pokuty? o tym milczą źródła objawienia. Bóg, z przyczyn zawsze miłościwych, nie chciał żebyśmy znali topografie drugiego świata. I ten wyrok uszanować winniśmy [18].
Mało też wiemy o długości kar czyśćcowych. Jedną przecież co do tego wskazówkę daje nam Pismo św.: ową wzmiankę o duszach, nawróconych w chwili potopu, a trzymanych w karze aż do przyjścia Chrystusa. Kiedy do tego dodamy znaną nam już praktykę, od pierwszych wieków Kościoła istniejącą: ofiarowania corocznie mszy za umarłego w rocznice jego śmierci – wywnioskować stąd możemy, że, nie wszystkie oczywiście, lecz niektóre przynajmniej dusze, długie lata w czyśćcu pokutują.
Cierpienia więc w czyśćcu są wielkie, ale obok cierpień są radości wielkie – bodaj czy nie większe od cierpień. Wiliam Faber, chlubnie znany asceta i teolog, rozpisując się o czyśćcu w dziele swym Wszystko dla Jezusa, rzucił taki pogląd, że są w Kościele dwie opinie o czyśćcu, dwie szkoły teologów i kaznodziei: jedna, która przedstawia czyściec, „jak piekło nie wieczne, pełne gwałtu, zamieszania, jęków, strachu”; – druga, która wynosi doskonałe godzenie się dusz czyśćcowych z wolą Bożą, pokój, jakim się cieszą, i radość, która im daje przedsmak nieba. Dodaje Faber, że obie te opinie godzą się we wnioskach praktycznych: co do wspomagania dusz cierpiących i troskliwości o czystość własnego sumienia. – Pogląd ten przecież nie jest dokładny: nie ma właściwie dwóch opinii, dwóch szkół w tej kwestii; ale to tylko jest prawdą, że wielu teologów, kaznodziei, ascetów, traktując o czyśćcu, kładzie cały nacisk na kary, a zaniechuje zastanowić się nad tym: jakie są w czyśćcu pociechy. Im zapewnię idzie o to, żeby jak najsilniej od grzechu powszedniego odstraszyć, lub jak najskuteczniej do miłosierdzia dla dusz cierpiących nakłonić. Nam się jednak zdaje daleko właściwiej rzecz Bożą przedstawić tak, jak ją Bóg zrobił: czyściec okazać takim, żeby i sprawiedliwość Bożą głosił, i nie mniej miłość Jego i dobroć. I dzisiaj, coraz więcej piszących o czyśćcu tak czyni.
Naprzód, szczęście wśród cierpienia, przynajmniej w duszach świętych, nie jest żadną niemożliwością. Czy nie zdarza się i tu na ziemi widzieć dusze doskonalsze, rozpromienione szczęściem wśród największych doświadczeń, jakie od Boga miłośnie przyjmują – a niekiedy i wypraszają sobie? Czy żywoty świętych, czy pisma ich nie są pełne lubowania się w ostrościach, radości w krzyżu? Dusze w czyśćcu nie są zapewne wszystkie równie wysoko w miłości, wszystkie jednakże kochają Boga i Jego świętą wolę, miłością czystą i niezachwianą; są więc zdolne być szczęśliwe w cierpieniu.
[14] Już sam fakt, że człowiek za życia cierpi fizycznie od ognia i od wielu innych czynników, dowodzi, że w duszy tkwi jakaś zdolność po odczuwania cierpień fizycznych, gdyż ciało materialne samo czuć nie może. Za życia, co prawda, materialne czynniki działają wprost na materialne organa nasze; ale jakieś przecież przejście, jakiś związek przyczynowy być musi między tym materialnym potraceniem organów, a tym, co dusza odczuwa; musi więc być jakakolwiek możliwość, żeby dusza pod wpływem materii cierpiała.
[15] Teologia nie jest też w tej kwestii
jednomyślna; z nowych teologów przeciwni są ogniu czyśćcowemu Mohler, Dieringer
i inni. Tekst Pawłowy nie zdaje nam się rozstrzygać tej kwestii, bo chociaż
mówi niewątpliwie o czyśćcu i mówi o prawdziwym ogniu, jednak nie mówi wprost o
ogniu czyśćcowym, ale porównywa człowieka, który się zbawia przechodząc przez
czyściec, z człowiekiem, który ratuje z pożaru życie, przechodząc przez płomień
– jakeśmy wyłożyli w rozdziale poprzednim.
[16] IV Dist. 21, q. 1, a. 1.
[17] 1 P 3, 19; Łk 12, 59. Jak się te teksty do
czyśćca odnoszą, wyłożyliśmy w poprzednim rozdziale.
[18] Teologowie w ogóle uznają, że Pan Bóg nie
objawił nam miejsca, gdzie się czyściec znajduje. Mimo to, wielu z nich próbuje
oznaczyć to miejsce. Powołując się na opowiadanie Pisma i na widzenia prywatne,
według których dusze pojawiające się z miejsc kary, przychodzą z dołu, podczas
gdy idące do nieba, jak i Chrystus wniebowstępujący, wznoszą się do góry – z
tego wnioskują, że piekło i czyściec są we wnętrznościach ziemi, a niebo gdzieś
nad głowami naszymi. Że starzy, którzy wyobrażali sobie ziemię jako nieruchomą,
mogli do tych wskazówek kierunków „w górę” i „w dół” przywiązywać jakieś
znaczenie bezwzględne, to jest do wyrozumienia i było to zgodne z ich
kosmografią. Ale dziś podobne rozumienie rzeczy straciło podstawę i sens. Wobec
mnóstwa ruchów, jakim podlega ziemia i cały nasz system planetarny, ile razy
pokazujemy niebo nad sobą, tyle razy w zupełnie innej wskazujemy je stronie.
Kierunek, w którym Chrystus w oczach uczniów wznosił się do nieba, był pewnie
pionowy względem Judei, więc bardzo skośny względem naszego kraju; a jaki on
był względem gwiaździstego nieba, to się w żaden sposób oznaczyć nie da.
Wnioskować z tego wniebowstąpienia Chrystusa – jak to dziś jeszcze czyni Bautz
(Der Himmel, speculativ dargestellt, str. 177) – że niebo znajduje się gdzieś w
rejonie gwiazd, to nie tylko jest bezpodstawne, ale nie przedstawia żadnego
znaczenia: bo gdzież jest w świecie miejsce, które by nie było zarówno w krainie
gwiazd? czy ziemia nie jest w niej tak samo jak Syriusz? – Znaczenia wskazanych
kierunków daleko szukać nie potrzeba. Kiedy nam wskazują Boga lub niebo w
górze, a miejsca kary w dole (bo obie wskazówki są widocznie spółrzędne) – to,
symbolem naturze naszej odpowiednim, przedstawiają nam to, co doskonałością i
szczęściem jest ponad nami – lub odwrotnie, co jest niżej od nas w tym
względzie. – W końcu zgodzić się musimy na wyrok Boży, wyżej wspomniany: że topografia
drugiego świata nie ma nam być znana w tym życiu.
część piąta
Congregavit nos in unum Christi amor
________________________________