Obrzęd ofiarowania pierworodnego syna w świątyni miał na celu wypełnienie dwóch przepisanych Prawem obowiązków. Jeden z nich dotyczył matki, a drugi pierworodnego syna. Mówiąc obiektywnie, prawa te nie obowiązywały ani Jezusa i Maryi. Chrystus bowiem sam był Prawodawcą i Panem świątyni, był także najwyższym Kaplanem i jako taki nie podlegał obowiązkowi wykupu pierworodnego. Prawo zaś oczyszczenia matki po rozwiązaniu nie obowiązywało Maryi, która poczęła i porodziła Syna za sprawą Ducha Świętego.Poprzez akt pokory i posłuszeństwa Maryi i Józefa dokonał się publiczny akt obwieszczający, że Mesjasz istotnie już się narodził. W wydarzeniu ofiarowania w świątyni dokonał się na oczach dwóch świadków: Symeona i Anny.
Ważność
wymagała poświadczenia przez dwóch wiarogodnych świadków i to przez
„proroków". Prorocy z urzędu przemawiali w imieniu Boga: Symeon „był to
człowiek sprawiedliwy i pobożny" który „wyczekiwał pociechy Izraela, a
Duch Święty spoczywał na nim" (Łk 2,25). „Była tam również prorokini Anna,
córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach... Nie rozstawała
się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą" (Łk
2,36—37).
Ofiarowanie Jezusa w świątyni stało się
również jakby pierwszą Jego epifanią wobec przedstawicieli narodu żydowskiego,
tych, którzy „oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy"; druga epifania — wobec
przedstawicieli także świata pogańskiego — miała nastąpić niebawem, kiedy to
przybyli Mędrcy ze Wschodu, aby oddać Mu pokłon (Mt 2,1 n).
Spotkanie Symeona z Maryją, niosącą
Dzieciątko, miało miejsce w krużganku świątyni przy wejściu, a więc przed aktem
przedstawienia Go Panu i przed oczyszczeniem. I to spotkanie uważa Łukasz w
swym opowiadaniu za najważniejsze i dlatego o samym oczyszczeniu już nie
wspomina. Nastąpiło tu spotkanie dawnych i nowych czasów, spotkanie dwóch
Przymierzy: Starego, które odchodzi i Nowego, które już się narodziło.
Zapowiedzi mesjańskie proroków zaczynają się spełniać, Bóg już został
uwielbiony w ukazaniu się początku zbawienia, ale zapoczątkowane dzieło czeka
teraz na dalsze objawienie i wyjaśnienie.
„On będzie kamieniem obrazy i skałą
potknięcia się dla obu domów Izraela, pułapką i sidłem dla mieszkańców
Jeruzalem. Wielu z nich się potknie, upadnie i rozbije, będą usidleni i w
niewolę wzięci" (Iz 8,14—15). „Oto ja kładę na Syjonie kamień, kamień
dobrany, węgielny, cenny, do fundamentów założony. Kto wierzy, nie potknie
się" (Iz 28,16). — To, co Izajasz mówi o Jahwe, Symeon stosuje do
Dziecięcia. Jest On „położony"
- według oryginału greckiego, a nie „przeznaczony": por. Iz 28,16),
jak ten „kamień", aby był „znakiem" (semeion) rozstrzygnięcia dla
wszystkich w Izraelu — dla jednych „na upadek", dla drugich — „na
powstanie": nikt nie może zachować się obojętnie, Gdyż to Dziecię wchodzi
w najgłębsze tajniki ludzkiego serca - ludzkiej woli. Zbawienie mesjańskie
odnosi się w tych słowach do Izraela, ale kontekst wskazuje również na
„wszystkie narody" i „na oświecenie pogan", chociaż na pierwszym
miejscu chodzi o Izraelitów (por. Mt 21,42 nn)
„Miecz",
który ma przeniknąć duszę Maryi, Matki Dziecięcia, to Jej wspólny los z Nim,
gdyż odrzucenie Jezusa będzie również Jej odrzuceniem i to nie tyle jako Matki Jezusa, co przede wszystkim jako
Matki Mesjasza.
Symeon
jest symbolem cierpliwości i wytrwałości. Jego przykład uczy, że nie należy
się zniechęcać, że w pewnym sensie najważniejsze jest nie tyle wysłuchanie
prośby, co sama prośba: oczekiwanie na
Pana, który w swoim czasie przyjdzie do każdego, kto z tęsknotą Go oczekuje i
pragnie.
Mamy czekać na spotkanie z Jezusem, wyglądać
Go i uważać, by nie przeszedł nierozpoznany. A przychodzi On w różnych postaciach,
czasem przychodzi w postaci krzyża, ofiary, cierpienia. Tak, przychodzi On do
nas pod różnymi postaciami. Do Symeona przyszedł na ręku młodej, pięknej choć
ubogiej Kobiety, Dziewicy--Matki. Najczęściej i do nas Ona Go przynosi, tak jak
przyniosła Go do Elżbiety.
Żeby
doczekać się Maryi i Jezusa trzeba pogłębiać w sobie otwartość duszy i czystość
serca. Trzeba pogłębiać wiarę w Opatrzność Bożą, która kieruje najmniejszymi
nawet wydarzeniami naszego życia, wszelkimi spotkaniami, wszelkimi obowiązkami,
radościami i cierpieniami. Potrzebna jest mocna i ufna wiara. Wiarą w Boga
człowiek ocala siebie i zbawia świat. „Teraz nie pragnę już niczego, jak tylko
do szaleństwa kochać Jezusa... To prawda, że można ciężko upaść, można popełniać
niewierności, ale miłość, która potrafi wszystko obrócić na swoją korzyść
szybko wyniszcza wszystko, co może nie podobać się Jezusowi, pozostawiając na
dnie serca jedynie pokorę i głęboki pokój..." [Św. Teresa od Dzieciątka
Jezus Pisma Kraków 1971, tom. I, s. 235—237.] Tak, bo może konieczny był ból,
zło, upadek, grzech? Może wszystkie drogi życia prowadzą właśnie ku prawdzie i
dobru? Straszny musi być los człowieka, który dostrzega tę prawdę dopiero w
świetle swych złych czynów, których nie ma już możliwości naprawić,
wynagrodzić!
I
my dążmy do nastawienia naszego życia tylko i wyłącznie na wolę Bożą. Zdajmy
się we wszystkim i zawsze na Jego ojcowską miłość. Miłość i oddanie powinny
coraz bardziej stawać się treścią naszego życia. Maryja uczy nas tego przez swoje:
„Oto Ja służebnica Pańska"!
W tym temacie czytaj więcej --->
Congregavit nos in unum Christi amor
________________________________