Celem tej strony jest przybliżenie Czytelnikom duchowości oraz mistyki zgodnie z Nauczaniem Kościoła Katolickiego. Publikowanie aktualnych orędzi nie pozostaje w sprzeczności z prawem kościelnym ani nie jest podstawowym celem tej strony.Adam-Człowiek nie jest administratorem bloga.

Modlitwa

W Imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego, Ojca +, Syna + i Ducha + Świętego, uchodźcie duchy złe z tego miejsca, abyście nie widziały, nie słyszały, nie ujawniały, nie niszczyły, nie prześladowały, nie wprowadzały zamieszania do naszej pracy i planów. Nasz Bóg jest waszym Panem i rozkazuje wam, idźcie precz i nie wracajcie tu więcej. Amen. Mocą Twoją Panie Boże, uczyń nas niewidzialnymi dla naszych wrogów.(Za zgoda Kurii Diec. Warszawsko-Praskiej z dnia 8.11.1993 r. nr 184/K/93)

Wiemy dobrze, że Duch tchnie kędy chce (J 3,8). Wiemy też, że Kościół wymaga od wiernych zachowania ustawicznych praw i jeśli często okazuje się ostrożnym i nieufnym względem możliwych złudzeń duchowych u tych, którzy przejawiają niezwykłe fenomeny, to jednak jest i chce być pełen uznania dla doznań nadprzyrodzonych, udzielanych niektórym duszom lub też względem faktów cudownych, które niekiedy Bóg raczy włączać niezwykle do biegu naturalnego zajść życiowych”. papież Paweł VI Audiencja Generalna 29.11.1972

W związku z coraz liczniejszymi pytaniami wyjaśniamy, że nie odpowiadamy za treść, styl i charakter komentarzy i wpisów Administratorów strony wobroniewiaryitradycji. Opiekunem duchowym w/w strony jest ks. dr Adam Skwarczyński i do Niego proszę kierować wszelkie uwagi i zapytania w sprawach Państwa bulwersujących. Nie reagujemy również na insynuacje i pomówienia ze strony Administratorów oraz osób komentujących. Adm

Eucharystia - szkoła Miłości



O. Józef Augustyn SJ

     Używając analogii możemy powiedzieć, że Eucharystia jest dla nas chrześcijan słońcem. Słońce jest źródłem życiodajnej energii. Tam, gdzie nie docierają promienie słońca, nie ma życia. W ciemnościach nie rozwija się życie. Jeżeli chrześcijanin nie uczestniczy w Eucharystii, jego życie wiary stopniowo zamiera, jak zamiera roślina pozbawiona światła.

     W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, w okresie wielkich prześladowań chrześcijanie zawsze gromadzili się na "łamaniu chleba" wbrew zakazom i groźbom prześladowców. Prowadzeni przed trybunały sądowe odpowiadali z odwagą, iż nie mogą nie uczestniczyć w Eucharystii, ponieważ są chrześcijanami. Wielu ponosiło śmierć męczeńską za wierność

Eucharystii. Tak było również w okresie wszystkich późniejszych prześladowań. Eucharystia przez całe dwadzieścia wieków chrześcijaństwa była zawsze w centrum liturgii Kościoła, była "pierwszą modlitwą" i szczytem modlitwy Kościoła.

     Dlaczego?

     Ponieważ Eucharystia jest rzeczywistym uobecnieniem najważniejszego momentu historii zbawienia: śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Eucharystia jest to najświętsza Ofiara Kościoła, w której Jezus Chrystus, nasz jedyny Kapłan, który raz jeden ofiarował się na krzyżu za zbawienie całego świata, ponawia i uobecnia to swoje ofiarowanie. W Eucharystii Jezus nieustannie oddaje się w ręce Ojca dla nas i za nas. W tym akcie oddania się Syna Ojcu uczestniczy cały Kościół, uczestniczy każdy z nas.

     Oddzielone Ciało i Krew Jezusa, które są uobecniane pod postaciami chleba i wina, są rzeczywistymi znakami Jezusowej śmierci na krzyżu. Smierć Jezusa, uobecniania w Eucharystii, nieustannie objawia nam najwyższą miłość Boga do człowieka. Eucharystia jest żywym spełnieniem słów Jezusa: "Tak bowiem Bóg umiłował świat [człowieka], że Syna swego Jednorodzonego dał [wydał na śmierć], aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3, 16).

     Wielkość każdej miłości mierzy się wielkością daru. Miłość Boga ku nam jest nieskończona, jak nieskończony jest dar ofiarowany nam przez Ojca w Jezusie Chrystusie. Jeżeli przeczujemy (bardziej sercem niż rozumem) tę nieskończoną miłość Ojca, zrozumiemy istotne znaczenie Eucharystii. Z drugiej strony kontemplacja Eucharystii, żywe uczestnictwo w niej, może nam przybliżyć nieskończoną miłość Boga do nas.

     Eucharystia nie tylko objawia nieskończoną miłość Boga do człowieka, ale ona napełnia chrześcijanina tą samą miłością. Dzięki Eucharystii chrześcijanin może kochać tą miłością, którą kocha go sam Bóg. "Jak Ojciec mnie umiłował, tak i ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej" (J 15, 9). Dzięki Eucharystii trwamy w miłości samego Boga. I choć miłość chrześcijanina nie jest miłością nieskończoną, jak miłość Boga, to jednak jest to miłość posiadająca tę samą naturę, co miłość Boga. Krucha i słaba miłość ludzka w Eucharystii zostaje przebóstwiona. Dzięki Niej "Ciało i Krew Chrystusa rozchodzą się po naszych członkach. Tak stajemy się uczestnikami Boskiej Natury", Boskiej miłości. (Sw. Cyryl Jerozolimski)

     Eucharystia jest dla chrześcijanina źródłem każdej miłości: miłości Boga, ludzi, świata, siebie samego; miłości przyjacielskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej, kapłańskiej, zakonnej; miłości realizowanej w każdym powołaniu i stanie życia. Eucharystia wzywa chrześcijan, aby kochali tak samo jak kochał Chrystus, który "oddał za nas życie swoje." (1 J 3, 16). Taka postawa miłości - miłości oddającej życie – jest możliwa tylko wówczas, kiedy dzięki Eucharystii chrześcijanin wejdzie w logikę miłości mierzonej darem.

     Miłość mierzy się darem. Miarą miłości jest miara daru. Największym zaś darem będzie zawsze dar z życia. Jezus mówi: "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13). Im większa jest ofiara ponoszona dla osoby kochanej, tym większa jest miłość.

     Eucharystia zadaje nam nieustannie pytanie o kształt naszej miłości, o to, na czym jest ona oparta. Czy na naszych ludzkich tylko potrzebach i odczuciach czy na czymś więcej? Co w niej dominuje: szukanie jedynie uczucia, wrażeń, doznań, czy też pragnienie ofiarnego

trudzenia się dla Drugiego: dla Boga i człowieka? Możemy sprawdzać i mierzyć naszą miłość do Boga, do bliźnich, do świata i do siebie samych patrząc na naszą ofiarę i trud związany z nią.  

     Prawdziwa miłość ludzka nie mierzy się najpierw uczuciem. Uczucie towarzyszy miłości jako jej ważny element, ale nie jest istotą miłości. Samo bowiem uczucie jest zmienne, niestałe i ślepe. Nierzadko zdarza się, że ci którzy najpierw kochają się "do szaleństwa" uczuciową, zmysłową tylko miłością, po pewnym czasie "do szaleństwa" również nienawidzą siebie w takim samym stopniu. Uczucia nienawiści i miłości leżą blisko siebie. Nienawiść jest bowiem zawiedzionym uczuciem miłości, sfrustrowaną potrzebą miłości. Łatwo jest znienawidzieć człowieka, którego się kocha, jeżeli miłość ta oparta jest tylko na pragnieniu zaspokajania wielorakich ludzkich potrzeb. Miłości zawsze potrzebna jest przynajmniej pewna stałość uczuciowa. Stałość ta jest owocem uporządkowania emocjonalnego. Nie chodzi  tylko o uporządkowanie uczuć związanych z miłości, ale o wszystkie ludzkie odczucia, potrzeby, pragnienie. Tylko w wolności emocjonalnej możemy być zdolni do tego, aby przeżywać do siebie nawzajem te same uczucia, które były w Jezusie Chrystusie. (por. Rz 15, 5). Im większa jest w nas wolność emocjonalna, tym bardziej w miłowaniu jesteśmy podobni do Jezusa.

     Uczestnicząc w Eucharystii, która jest uobecnieniem najwyższej ofiary, jaką Bóg składa, chrześcijanin winien pytać siebie: "Jaka jest moja ofiara związana z moją miłością do do Boga, ludzi i siebie samego." Jeżeli brak jest w miłości ofiarnego dawania siebie, jeżeli brak jest trudu zapierania się siebie, aby wyjść ku drugiemu, to wówczas zapewnienia o miłości sprowadzają się jedynie do słów bez pokrycia.

     Zniesienie w ostatnim czasie przez Kościół narosłych w ciągu wieków zbyt formalnych i rygorystycznych przepisów wielu chrześcijan odczytało zupełnie niesłusznie jako przejaw "obniżenia" wymagań związanych z chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo nie ma większego wpływu na naszą egzystencję, ponieważ często niewiele nas ono kosztuje.

     Eucharystia zadaje nam pytanie: Jaki wpływ ma Ewangelia na nasze pragnienia, decyzje, czyny? Czy kształtuje ona styl naszego życia, nasze posiadanie, naszą konsumpcję, pracę, odpowczynek, nasz stosunek do bliźnich? Eucharystia pyta nas, czy Ewangelia ma nam coś do powiedzenia w momentach krytycznych naszego życia: w konflikatach z innymi, w zagrożeniu naszych osobistych interesów, w niepowodzeniach życiowych, w smutku, w lęku o siebie i swoją przyszłość, w pokusie rozpaczy, itp. Słowem, jaki jest związek Eucharystii z naszym codziennym życiem.

     Chrześcijanin jest człowiekiem, który zdobywa się na dar z siebie, na ofiarę, aby zwyciężyć siebie. Eucharystia - ofiara Jezusa Chrystusa - uzdalnia nas do zwycięstwa nad sobą. Eucharystia jest bowiem uobecnieniem nie tylko miłości ukrzyżowanej, ale także miłości zmartwychwstałej. Jeżeli często zostajemy pokonani przez różne namiętności: miłość własną, lęk, wygodnictwo, zmysłowość, pychę, chęć odwetu, itp., to właśnie dlatego, że uczestnictwo w Eucharystii jest zbyt formalne, zbyt zewnętrzne.

     Trzeba nam uczyć się takiego uczestnictwa w Eucharystii, które stawałoby się dla nas "szkołą prawdziwej miłości". Eucharystia ma nas przeprowadzić od pragnienia brania miłości innych do pragnienia ofiarnego dawania się innym, od "miłości potrzeby" do "miłości daru" (C.S. Lewis).

     Czy dziękujemy Bogu za dar Eucharystii, za to, że Jezus Chrystus w sposób rzeczywisty wprowadza nas w Misterium miłości Ojca do nas. Czy prosimy, abyśmy głębią naszego serca umieli odkryć, że w "Eucharystii łaskawa i bezinteresowna wola Boga zbawienia wszystkich ludzi staje się w tym świecie obecna, dotykalna i widzialna" (K. Rahner SJ); czy prosimy, aby Eucharystia była dla nas centrum całego naszego życia wewnętrznego, szczytem naszej modlitwy, punktem w którym przecinać się będą wszystkie nasze ludzkie zmagania, wysiłki i ofiary; czy modlimy się o wielką miłość do Eucharystii, która wyrazi się w nieustannym pogłębianiu tej "wielkiej Tajemnicy wiary".

za Życie i Eucharystia

Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________

Szczególny wylew łaski w czasach ostatecznych (2)

Sprawiedliwość i Boże miłosierdzie a grzech 

Sprawiedliwość Boża zdecydowała, że z powodu ogromu grzechu ludzi i ich odsunięcia się od Boga, szatan i jego zwolennicy muszą być ukarani. Jednakże miłosierdzie Boże powoduje, że kara może być złagodzona lub odroczona, a nawet zawiera elementy pożyteczne dla ludzi. Ale zanim kara nastąpi, miłosierny Bóg próbuje ocalić ludzkość realizując swój plan zbawienia ludzi w czasach ostatecznych przez Maryję. Ogrom grzechu ludzkiego „domaga się” Bożej Sprawiedliwości.

Sprawiedliwość Boża domaga się pokuty i zadośćuczynienia za grzechy. Jednakże ludzkość nie jest tylko biernym odbiorcą kary Bożej, ale od jej nawrócenia i pokuty, od jej współpracy z Bożymi łaskami zależy jej los: kara może być złagodzona albo nawet wstrzymana. Maryja gromadzi wszystkich dobrych na świecie, umieszcza ich w swoim Sercu, ażeby ofiarować ich sprawiedliwości Bożej.

Miłosierdzie (oddane w Starym Testamencie terminem hesed) okazywało się „obdarowującą miłością potężniejszą niż zdrada i łaską mocniejszą niż grzech.” (Dives in Misericordia, 4) Chociaż człowiek zdradza Boga poprzez grzech, to jednak Bóg nie odmawia człowiekowi łaski i nie odstępuje od swojego miłosierdzia, a właściwie miłosierdzie objawia się tam, gdzie zjawia się grzech i ludzka nędza moralna i fizyczna.

Miłosierdzie (wyrażone w Starym Testamencie terminem rahamim) wskazuje na najgłębszą więź, jaka łączy matkę z dzieckiem, miłość matczyną. Można o tej szczególnej miłości powiedzieć, że jest całkowicie darmo dana, niezasłużona, że jest jakąś wewnętrzną koniecznością, przymusem serca. „Rahamim rodzi całą skalę uczuć, a wśród nich dobroć i tkliwość, cierpliwość i wyrozumiałość, czyli gotowość przebaczania” (w orędziach Bóg także jest cierpliwy i gotów przebaczyć). Ta miłosierna miłość, wyraża się m.in. w ratowaniu od niebezpieczeństw, zwłaszcza od wrogów (Maryja broni człowieka od jego największego wroga, jakim jest szatan), w przebaczaniu grzechów, a wreszcie w gotowości spełniania obietnicy i nadziei eschatologicznych, i to pomimo ludzkiej niewierności (Dives in Misericordia  4). Stąd owocem miłosierdzia Bożego jest przebaczenie i przywrócenie do łaski. Podobne podejście znajdujemy w orędziach: Bóg przebacza i przebaczy człowiekowi nawet największe grzechy i spełni nadzieje eschatologiczne człowieka i przywróci go do łask, mimo ogromu grzechu dzisiaj i kiedykolwiek w przyszłości - miłosierdzie zwycięży grzech.

Jan Paweł II naucza w encyklice Dives in Misericordia, że: „Miłosierdzie jest poniekąd przeciwstawione sprawiedliwości Bożej, okazuje się zaś nie tylko ... potężniejsze od niej, ale także głębsze. Już Stary Testament uczy, że aczkolwiek sprawiedliwość... u Boga... oznacza transcendentną Jego doskonałość, to jednak miłość jest od niej ‘większa’. Jest większa w tym znaczeniu, że jest pierwsza i bardziej podstawowa. Miłość niejako warunkuje sprawiedliwość, a sprawiedliwość ostatecznie służy miłości. Ów prymat, pierwszeństwo miłości w stosunku do sprawiedliwości, (co jest rysem znamiennym całego Objawienia), ujawnia się właśnie poprzez miłosierdzie. Było to do tego stopnia oczywiste dla Psalmistów i Proroków, że sam termin sprawiedliwość oznacza u nich zbawienie dokonane przez Boga i Jego Miłosierdzie. Miłosierdzie różni się od sprawiedliwości, a jednak jej się nie sprzeciwia...” Do natury zaś miłości należy to, że nie może ona nienawidzić i pragnąć zła tego, kogo raz sobą obdarzyła (tak jak w przypadku Stwórcy i człowieka): Niczym się nie brzydzisz co uczyniłeś (Mdr 11,24). Te słowa wskazują na najgłębszą podstawę stosunku pomiędzy sprawiedliwością a miłosierdziem w Bogu wynikającą z tajemnicy stworzenia (DM, 4).

Związek miłości Stwórcy i stworzenia wynika też z tajemnicy wybrania: Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość (Jr 31,3). Bo góry mogą ustąpić ... ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju [Iz 54,10] – ta prawda „niesie w sobie perspektywę całych dziejów człowieka, perspektywę doczesną i eschatologiczną zarazem” (Dives in Misericordia, 4). Orędzia zawierają właśnie perspektywę doczesną i eschatologiczną miłosierdzia.

Miłosierdzie przedstawione przez Chrystusa w przypowieści o synu marnotrawnym ma wewnętrzny kształt takiej miłości, która w języku Nowego Testamentu nazwana jest agape. Taka „miłość zdolna jest do pochylenia się nad każdym synem marnotrawnym, nad każdą ludzką nędzą, nade wszystko zaś nad nędzą moralną, nad grzechem” (Dives in Misericordia, 6). Ta prawda o miłosierdziu Bożym jest odzwierciedlona w orędziach: Bóg poprzez Maryję pochyla się „nade wszystko... nad nędzą moralną, nad grzechem” człowieka.

Przypowieść o synu marnotrawnym wyraża także rzeczywistość nawrócenia. Nawrócenie jest najbardziej konkretnym wyrazem działania miłości i obecności miłosierdzia w człowieku. W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie nie jest jedynie najbardziej współczującym spojrzeniem na zło moralne, fizyczne czy materialne, ale „objawia się jako dowartościowanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie w człowieku”. Nawrócenie jako wyraz miłosierdzia stanowi siłę konstytutywną i podstawową orędzia Chrystusa (Dives in Misericordia  6). W orędziach jest podobnie – są one wielkim wezwaniem człowieka do pokuty i nawrócenia. A to dzieło pokuty i nawrócenia dokonuje Duch Święty przez Maryję.

Ogrom grzechów ludzkich, który przygniata człowieka; i człowiek nie podniósłby się z tego upadku, gdyby nie miłosierdzie Boże - teologia jest w tym zgodna. Miłosierdzie jest darmo dane, nie jest zasłużone, pojawia się właśnie ze względu na upadek duchowy, na nędzę duchową człowieka; i Bóg jest gotów przebaczyć grzechy upadłemu człowiekowi, by go uratować, zbawić, spełnić swoje obietnice eschatologiczne. W podobny sposób jak papież Jan Paweł II w encyklice Dives in Misericordia, porównuje miłosierdzie Boże ze sprawiedliwością

Bóg jest Bogiem zdumiewającym, do którego możemy iść z nadzieją i zawierzeniem, ufając, że sprawiedliwość nie może być Jego ostatnim słowem; ostatnim Jego słowem jest miłosierdzie, miłość i chęć ocalenia - zaproszenie do uczestnictwa w Jego nowym świecie. A żyjący w VII wieku Izaak Syryjczyk mawiał: „Czymże jest ludzki grzech – garść piasku rzucona w niezmierzony ocean Bożego miłosierdzia”. W encyklice Dives in Misericordia miłosierdzie jest poniekąd przeciwstawione sprawiedliwości Bożej, jednak jej się nie sprzeciwia, okazuje się potężniejsze i większe od niej, i głębsze; jest wyraźnie przedstawione pierwszeństwo miłosierdzia względem sprawiedliwości. Relacja między miłosierdziem a sprawiedliwością nie jest sprzeczna z nauką teologii katolickiej. 
Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________

KIEROWNICTWO DUCHOWE: Jak dobrze skorzystać z kierownictwa duchowego


Francisco Fernández Carvajal

I. Czym jest kierownictwo duchowe i czemu służy
Skrzypce

Znana jest historia pewnego biednego człowieka, który zarabiał na życie graniem na skrzypcach. Grał na nich wędrując po wioskach, a ludzie zbierali się wokół niego. Na koniec chodził między zgromadzonymi ze starym beretem w ręku, mając nadzieję, że pewnego razu napełni się on pieniędzmi.
Pewnego dnia zaczął grać jak zawsze. Ludzie zebrali się wokół i usłyszeli to, co zwykle: dźwięki niezbyt harmonijne, które wtenczas wydawały się jednak być szczytem możliwości muzycznych zarówno dla skrzypka, jak i skrzypiec.
I zdarzyło się, że pewnego dnia przechodził tamtędy pewien słynny kompozytor i wirtuoz skrzypiec. Zbliżył się do zebranych i w końcu instrument znalazł się w jego rękach. Jednym spojrzeniem ocenił możliwości skrzypiec, nastroił struny, przygotował je do grania… i wykonał utwór zdumiewająco piękny. Sam właściciel skrzypiec był zakłopotany i zdziwiony. Chodził z miejsca na miejsce, mówiąc: to moje skrzypce!, to moje skrzypce!, to moje skrzypce! Nigdy nie pomyślał, że w tych strunach drzemały takie możliwości. Te skrzypce były bardzo dobre!
Nie trzeba głęboko się zastanawiać, aby przyznać, że nie wykorzystujemy do maksimum naszych możliwości. W wielu sytuacjach jesteśmy może jak te stare, nienastrojone skrzypce, którym brakuje jednej struny. Jeżeli sami bierzemy się za coś poważnego w życiu, wychodzą nam… mało harmonijne dźwięki. Na koniec, za każdym razem, kiedy usiłujemy coś zrobić i my również potrzebujemy przejść ze swoim starym beretem w ręku, prosimy o oklaski, uznanie, chwałę… Żywimy się tym, a jeżeli widzowie nie są hojni, czujemy się zawiedzeni. W końcu sprawdza się powiedzenie: «kto się żywi okruchami, zawsze chodzi głodny»: nie nasyci się nimi. 
Jak wielka będzie różnica, kiedy pozwolimy, aby ten wielki kompozytor, którym jest Duch Święty nastroił nas, naprawił, dodał strunę, której brakuje i pozwolimy, aby On zagrał! Przeobrazimy się wówczas w Jego instrument: i sami zostaniemy zaskoczeni możliwościami, jakie zamknięte były w naszym sercu. Przekonamy się wówczas, że codzienne życie przeżywane razem z Bogiem jest ważne i imponujące. I zrozumiemy, że tylko On może nas napełnić, ponieważ jesteśmy stworzeni do nieskończoności i do wieczności. «Tylko w Bogu znajdzie człowiek prawdę i szczęście, którego nie przestaje szukać»[1].

Kto nas „naprawi”? 
Tylko Bóg ma środek zaradczy. Jedynie On może naprawić nasze życie, zaradzić, gdy brak mu harmonii i nadać mu sens w wielu sytuacjach oraz zagrać wspaniały utwór. Tylko On.
Jezus jest Nauczycielem i wyznacza nam prawdziwą i skuteczną drogę prowadzącą do radości, spełnienia i do zbawienia. Uczy z mocą, a nie jak uczeni w Piśmie, mówił o Nim lud. Tylko On zna drogę. Jedynie On może ją wskazać. Jest Lekarzem, ma wiedzę i potrzebne leki. Nie ma chorób nieuleczalnych dla Chrystusa; nie ma problemów, które by nie miały rozwiązania. Potrzebujemy jedynie zbliżyć się do Niego z zaufaniem: On leczy nasz egoizm.
I jeśli pewnego razu poczujemy się szczególnie chorzy, nie zapominajmy owych słów Jezusa: Zdrowi nie potrzebują lekarza, lecz ci, co się źle mają. On wówczas jest bliżej nas niż kiedykolwiek… jakkolwiek wielki byłby nasz błąd; nawet, gdyby było wiele naszych bied i wtedy, kiedy wydaje nam się, że nie ma ratunku, że za dużo czasu straciliśmy. Wszyscy chodzimy trochę chorzy i dlatego też wszyscy potrzebujemy Chrystusa: On jest środkiem na wszystkie nasze bolączki. Przyjdźcie do Mnie, mówi nam stale. On jest Dobrym Pasterzem, który szuka zagubionej owcy i niesie ją na Swych ramionach aż do zagrody. Kiedy chodzimy zagubieni, Chrystus wychodzi nas szukać i jeśli Mu pozwolimy, mimo że zbłądziliśmy z własnej winy, otrzymamy od Niego niespodziewaną opiekę. Każdy z nas jest dla Niego jedyny.
Pewnego dnia, w drodze powrotnej z długiej wycieczki po Pirenejach, ujrzeliśmy ogromne stado owiec, które schodziło w kierunku zagrody. Zauważyliśmy, że jedna z owiec miała złamaną nogę i w krótkim czasie pozostała w tyle, daleko od stada. Przyśpieszyliśmy i powiadomiliśmy pasterza, który jednak z obojętnością na twarzy odpowiedział: – To jedna z dziesięciu procent zagubionych owiec – i poszedł swoją drogą, jakby nic się nie stało. Przygnębiła mnie ta odpowiedź (tym bardziej, że zainteresowaliśmy się tą owcą!). Pomyślałem, że ów pasterz nie był taki jak Dobry Pasterz, o którym mówi Ewangelia. Pan nie pozwala nikomu zagubić się, mimo że jest zraniony, mimo że pozostał bardzo daleko.
Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła! (Łk 15,4-6).
Za pomocą dwóch pięknych obrazów prorok Izajasz opisuje łagodność, słodycz i miłosierdzie Mesjasza do ludzi: Nie złamie trzciny nadłamanej – mówi – nie zagasi knotka o nikłym płomyku (Iz 42,3).
Trzcina nadłamana, nikły płomyk reprezentują człowieka złamanego z powodu swoich nędz, bólów i cierpień, które na niego czyhają. Pan nie zniszczy człowieka złamanego; przeciwnie, pochyla się nad nim, stawia go na nogi z największą ostrożnością i przenika go siłą i życiem, których mu brakuje. On ma złote rączki! Tak mówimy o osobie, która z łatwością i ostrożnością ponownie składa delikatne przedmioty potłuczone na wiele kawałków lub o dobrym chirurgu. Pan ma ręce, które leczą i na nowo składają w całość!
Czasami mówimy o pewnym chorym człowieku, że nie ma dla niego rady i jego uleczenie uważamy za niemożliwe. W życiu duchowym tak nie jest: Jezus nigdy nie uważa za straconych tych, którzy popełnili błędy, są zagubieni czy zranieni w jakikolwiek sposób. Nikogo nie uważa za kogoś straconego na zawsze. 

Narzędzie łaski
Pan nas leczy i kieruje nami, raz działając bezpośrednio w naszej duszy, innym razem za pośrednictwem osób wybranych przez Niego, które są niejako narzędziami Jego łaski. Pan mówi o tym w sposób jasny: Kto was słucha, Mnie słucha (Łk 10,16); Komu odpuścicie, będzie mu odpuszczone… A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28,20). „Trzeba mieć przewodnika. Sam Chrystus Pan niejako to wskazał, gdy Pawłowi kazał iść po naukę do Ananiasza, a Korneliuszowi do Piotra, chociaż sam mógł ich oświecić”[2]. Bóg może działać w naszej duszy również za pośrednictwem naszych rodziców, przyjaciela, znajomego. Kierownik duchowy jest jednak tą osobą chcianą przez Boga, która zna ścieżkę dobrze, jest osobą, przed którą otwieramy naszą duszę. Służy nam za nauczyciela, lekarza, przyjaciela towarzyszącego nam na naszej drodze i za dobrego pasterza w sytuacjach, które dotyczą spraw Bożych. Wskazuje nam możliwe przeszkody i wyznacza nam cele w życiu duchowym, abyśmy walczyli skutecznie z konkretnymi wadami. Podnosi nas na duchu we wszystkich okolicznościach życia. Bóg w sposób prosty i dyskretny jest w nim obecny. Pomaga odkryć nowe horyzonty i budzi w duszy głód i pragnienie Boga, które letniość duchowa (zawsze zagrażająca) chciałaby zagasić. Daje nam światło, aby rozpoznać nasze powołanie bądź nas utwierdza w nim, jeśli już je znamy.
Kierownik duchowy ukierunkowuje nasze pragnienie świętości, walki przeciwko duchowej przeciętności i przeciw grzechowi. Dlatego też pragnienia (przynajmniej „pragnienie posiadania pragnień”) bycia lepszym, wzrostu w przyjaźni z Jezusem Chrystusem i wrażliwość na los innych są fundamentem kierownictwa duchowego.
Kościół zalecał tę praktykę od pierwszych wieków jako skuteczny środek w czynieniu postępów w życiu duchowym. „Trzeba koniecznie odkryć na nowo wielką tradycję osobistego kierownictwa duchowego, które zawsze przynosiło liczne i cenne owoce w życiu Kościoła (…) Trzeba zachęcać chłopców i młodzież, aby odkryli i cenili dar kierownictwa duchowego, aby go szukali i pełni ufności domagali się go od swoich wychowawców w wierze”[3].

____________________
[*] Tł. Monika Tomczyk, Wyd. AA, Kraków 2006 (Tytuł oryginału: La dirección espiritual), http://mateusz.pl/duchowosc/bs4-ffc-kdijz.htm.
[1] KKK, 27.
[2] Św. Józef Sebastian Pelczar, Życie duchowe, Wyd. św. Stanisława BM, Kraków 2003, tom 1, s. 197.
[3] Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Pastores dabo vobis, nr 40.

kliknij Część pierwsza - Kierownictwo duchowe

Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________

[244] 18 maja 2013

18 maja 2013 
Wigilia Uroczystości Zesłania Ducha Świętego
 _____________________________________________
Wiara w prywatne orędzia nie jest obowiązkiem, a publikujący je nie zamierza uprzedzać osądu kompetentnych władz kościelnych.
Opublikowano po uzyskaniu pozytywnej opinii księdza doktora teologii dogmatycznej
____________________________________________

Poruszy się niebo i ziemia w blasku objawiającej się Chwały i Majestatu Mojego Boskiego Syna. Duch Święty, który jest Duchem Prawdy, pozwala wam poznać Mojego Syna i zbliżyć się do Niegow chwili objawienia się Chwały mojego Boskiego Syna – większość będzie szukać schronienia, ale go nie znajdzie. Ci zaś, którzy wytrwają do końca i pozostaną wierni, doznają pocieszenia i doświadczą spełnienia obietnicy mojego Syna, który przyszedł na ziemię, by niewidomym dać przejrzenie, a uciśnionych uczynić wolnymi

MATKA BOŻA: «Dziękuję wam, moje kochane dzieci, że zebrałyście się dzisiaj na modlitwie w wieczerniku mojego Niepokalanego Serca, by czuwać wraz ze mną na modlitwie. Przyjmij moje słowa, człowiecze.

Moje kochane dzieci, przychodzę dzisiaj do was w wigilię [uroczystości] Zesłania Ducha Świętego, by udzielić wam wszystkim łaski wytrwałości i światła od Ducha Świętego, który mieszka w moim Sercu.

Nabierzcie do swych serc ducha odwagi i męstwa! Obecny czas wymaga od was poświęcenia, ofiar, jak też szczególnego zaangażowania w dawanie świadectwa wiary. Wasza postawa, jako moich szczególnie umiłowanych i poświęconych mojemu Sercu dzieci, wymaga od was zdecydowania. Musicie z odwagą przeciwstawiać się szerzącemu się złu. Musicie stać się autentycznymi rycerzami Prawdy.

Wy, moje kochane dzieci, jesteście wśród waszych bezbożnych społeczeństw jak owce pośród stada wilków. Dlatego właśnie teraz potrzebujecie światła i wsparcia Ducha Świętego, który już wkrótce z całą mocą i konsekwencją objawi światu jego grzechy. Jest to czas łaski, który ujawni się z całą łaską Bożego Miłosierdzia oraz Bożej Sprawiedliwości. Poruszy się niebo i ziemia w blasku objawiającej się Chwały i Majestatu Mojego Boskiego Syna. Duch Święty, który jest Duchem Prawdy, pozwala wam poznać Mojego Syna i zbliżyć się do Niego. Jeśli otworzycie się na Jego działania, wtedy On z całą mocą wleje w was nowe życie – życie w łasce. Taki jest właśnie plan Boży odnowienia ludzkości, aby upadła ona na kolana przed Majestatem Bożym. To wydarzenie przypomina historię w ogrodzie rajskim po upadku Adama i Ewy, gdy zawstydzeni grzechem poczuli że są nadzy i ukryli się. Tak i teraz – w chwili objawienia się Chwały mojego Boskiego Syna – większość będzie szukać schronienia, ale go nie znajdzie. Ci zaś, którzy wytrwają do końca i pozostaną wierni, doznają pocieszenia i doświadczą spełnienia obietnicy mojego Syna, który przyszedł na ziemię, by niewidomym dać przejrzenie, a uciśnionych uczynić wolnymi [1]. Dla nich i dla wszystkich, którzy skruszą swe serca, nastanie czas łaski, czas przemiany i czas apostolstwa.

Duch Święty, który mieszka w moim Niepokalanym Sercu, działa i rozlewa miłość Boga w waszych sercach i sprawia, że otrzymujecie łaskę przemiany, mądrości i wiedzy. Musicie zatem otwierać się na Jego działanie, gdyż właśnie Duch Święty sprawia, że rośnie w was i przez was Królestwo Boże. Objawienie Chwały mojego Boskiego Syna prowadzi całą ludzkość i całe stworzenie do pełni zjednoczenia z moim Synem. Dokonuje się ono w ogniu i prawdzie, gdyż Duch Święty oczyszcza i przemienia oblicze ziemi.

Moje kochane dzieci, zrozumcie, że oczyszczenie oraz sąd Ducha Świętego nad światem dokonuje się przez cały czas. Im bardziej jednak ludzkość odchodzi od Boga, im bardziej poddaje się duchowi antychrysta, tym wyraźniej Duch Święty ją napomina i nakłania do porzucenia grzechu poprzez znaki w przyrodzie i w całym świecie. Duch i Oblubienica powtarzają z wielkim utęsknieniem zawołanie: „Marana tha!”, które jest modlitwą tęsknoty za objawieniem Chwały i Majestatu Bożego. Stworzenie tęskni za Moim Boskim Synem. Wiem, że i wy tęsknicie, moje kochane dzieci!

Pragnę dzisiaj zwrócić uwagę na dwie rzeczy, dla zwiększenia waszej roztropności w waszym przygotowaniu i w walce. Szczególnym znakiem Królestwa Bożego, o którym mówił mój Syn, jest wypędzanie złych duchów. Dziś sami widzicie i często jesteście świadkami, jak diabeł doświadcza i prześladuje moje wierne dzieci; jak wiele z nich znalazło się pod jego wpływem! Wielu przywódców państw jest opętanych, ponieważ oddają cześć Bestii i służą duchowi antychrysta. Jego działanie przedostało się nawet do Kościoła mojego Syna. Chcę was ostrzec, że będziecie świadkami jeszcze bardziej nasilonej mocy działania złego ducha. To jest zapowiedziany znak, że bliskie jest królestwo niebieskie [2]. Zwodzenie, kłamstwo oraz brutalność grzechu przeciwko Duchowi Świętemu ukazują prawdę o upadku ludzkości, którą może podźwignąć tylko działanie łaski Ducha Świętego. Królestwo Boże przychodzi wraz z moim Synem. Uzdrowienia i wypędzanie złych duchów są znakami tego Królestwa. Potrzeba jednak trwałych owoców duchowej przemiany w zwycięskiej walce z szatanem, w wypędzaniu złych duchów. Dlatego wystrzegajcie się zła – wszystkiego, co oddziela was od Boga, a skłania ku księciu tego świata. Niewiele czasu mu pozostało.

Bądźcie czujni, gdyż nie wszędzie tam, gdzie wierni wzywają Ducha Świętego, [właśnie] On przychodzi. Zamiast Niego może przyjść duch zwodzenia – ze wszystkimi znakami, cudami, a nawet uzdrowieniami. Pamiętajcie, że Duch Święty jest suwerenny i działa tam, gdzie On sam chce. Z pewnością nie ma Go tam, gdzie panuje chaos i sensacja. Jeśli chcecie, aby wzrastało i umacniało się w was Królestwo Boże, musicie poszukiwać Woli Bożej i posiąść sprawiedliwość [2]. Bądźcie czujni i proście Ducha Świętego, aby udzielił wam mocy i światła, abyście wzrastali w świadomości walki duchowej. Chwalcie Boga i starajcie się wypełniać Wolę Bożą.

Kocham was bardzo i proszę, abyście rozważali moje słowa. Trwajcie na modlitwie w moim Niepokalanym Sercu. Przyjmijcie moje matczyne błogosławieństwo w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego».
––––––––––––––––––––––––––––
[1] Por. Łk 4,18‑19.

[2] „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 5,20). W zakończeniu Kazania Jezus poucza: „Nie każdy, który mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).
 



Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________

Maryjo Królowo Polski, Matko Kościoła dziękujemy….

Fragment rozmowy z o. Jerzym Tomzińskim ostatnim żyjącym Polakiem uczestnikiem Soboru Watykańskiego II .

Jakie problemy chciał poruszyć polski Episkopat na Soborze?
Przede wszystkim problemy związane z kultem Maryi. Tylko Polska wyszła z inicjatywą ogłoszenia Maryi Matką Kościoła. To była inspiracja ks. Prymasa Wyszyńskiego. Wspólnie z kardynałem Wojtyłą stworzyli dokument, w którym argumentowali, dlaczego taki dekret powinien zostać ogłoszony i przedstawili to Ojcu Świętemu Janowi XXIII. Papież był życzliwy tej inicjatywnie, ale niestety zmarł, zanim została ona sfinalizowana. Po konklawe prymas Wyszyński poszedł z tą sprawą do Pawła VI, który wyraził swoją aprobatę, ale chciał się jeszcze zapoznać z innymi stanowiskami, m.in. teologów francuskich. Prymas Wyszyński powiedział wtedy do papieża słowa, które dobrze zapamiętałem: „W Polsce też są teologowie”. I tak dzięki interwencji Polaków, na trzeciej sesji soborowej, papież podczas Eucharystii ogłosił Matkę Bożą Matką Kościoła.

Ojciec był na tej Mszy?
Tak się złożyło, że ja słuchałem tego przemówienia przez radio. Wszyscy obecni w pokoju wstali i odśpiewali „Magnificat”, a po południu poszliśmy do Bazyliki Matki Bożej Większej na nabożeństwo maryjne. To był wielki sukces Polski. Wezwanie do Matki Kościoła pojawiło się przecież również w Litanii loretańskiej. W kazaniu porównałem kiedyś tę sytuację do kondycji małego dziecka, które tuli się do swojej matki, ale jeszcze nie powiedziało jej „mamo”. Podobnie Kościół zawsze miał Matkę, ale dopiero teraz, dzięki Polakom, powiedział Jej „Mamo”.
Z Polski też wyszła inicjatywa, aby ogłosić Matkę Bożą Pośredniczką Wszystkich Łask.
Zabiegała o to Papieska Akademia Maryjna i my, jako zakony, też pisaliśmy do papieża takie prośby. Powstała inicjatywa sporządzenia osobnego dokumentu soborowego, który poświęcony byłby Matce Bożej. Tutaj pojawiły się wątpliwości. Niektórzy ojcowie byli przeciwni sporządzaniu specjalnego dokumentu. Głosów było po jednej, jak i po drugiej stronie prawie tyle samo. Przeważył głos Episkopatu Polski. Ks. Prymas uważał, że trzeba tekst o Matce Bożej włączyć do dokumentu o Kościele. W ten sposób powstał ósmy rozdział Konstytucji o Kościele. Wnioski są proste: o Kościele nie można mówić, pomijając Matkę Bożą. I odwrotnie: o Matce Bożej nie można mówić bez kontekstu Kościoła. To jest największy sukces tego stanowiska, jakie zajął Episkopat Polski. To był przełom. Wszyscy wiemy, że Matka Boża jest pośredniczką łask, ale do tej pory nie znaleziono odpowiedniego języka, który by to opisał, a teraz taki język powstał.
Polacy byli też wielkimi orędownikami wolności dla Kościoła. Polskie doświadczenia sprawiały, że Episkopat Polski przeciwstawiał się wyraźnie łączeniu tronu i ołtarza.
Biskupi w Polsce nie mogli się zgodzić na rozwiązania, które wymagają konsultowania działań Kościoła z władzami. I znów dzięki stanowisku polskich biskupów wywalczona została pewnego rodzaju „asertywność” Kościoła w stosunkach z władzami. Kościół powinien być wolny. Ta dyskusja tę wolność pogłębiła.

Za Civitas ChristianaCongregavit nos in unum Christi amor ________________________________

Przygotowanie do uroczystości Zesłania Ducha Świętego

Jan Paweł II tak tłumaczył znaczeni tej modlitwy: „Znamy wszyscy największą obietnicę i ostatnie polecenie Chrystusa skierowane do Apostołów przed wniebowstąpieniem: «oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka» […]. Apostołowie spełnili polecenie Jezusa: „Przybywszy tam [tj. do Jerozolimy], weszli do sali na górze i przebywali w niej. […] Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie” (Dz 1,13-14). Nie tylko pozostali w mieście, ale zebrali się w Wieczerniku wraz z Maryją, Matką Jezusa, jako wspólnota trwająca na modlitwie […].

Przygotowują się przez modlitwę: «Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie» (Dz 1,14). Jest to jakby powtórzenie czy przedłużenie tej modlitwy, poprzez którą Jezus z Nazaretu przygotowywał się na zstąpienie Ducha Świętego w chwili chrztu w Jordanie, aby rozpocząć swe mesjańskie posłannictwo: «gdy [Jezus] się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego» (Łk 3,21-22). Ktoś mógłby zapytać: dlaczego jeszcze upraszać w modlitwie to, co już zostało przyrzeczone? Modlitwa Jezusa nad Jordanem wskazuje, że nieodzowną rzeczą jest modlić się, ażeby właściwie przyjąć dar z wysokości (por. Jk 1,17) […].

Dzieje Apostolskie podkreślają, że była to modlitwa «jednomyślna». Ta jednomyślność wskazuje na znamienną przemianę serc Apostołów, którzy dawniej różnili się, a nawet rywalizowali pomiędzy sobą (por. Mk 9,34; Łk 9,46; 22,24). Jest to świadectwo, iż wydaje owoce znana modlitwa arcykapłańska Chrystusa o jedność: «aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno» (J 17,21). «Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował, tak jak Mnie umiłowałeś» (J 17,23). Przez wszystkie czasy i w każdym chrześcijańskim pokoleniu słowa tej Chrystusowej modlitwy o jedność Kościoła zachowują swą aktualność […].

Modlitwa wspólnoty apostolskiej przed Pięćdziesiątnicą była wytrwała: «trwali na modlitwie» (gr. proscharteroúntes). Nie była to modlitwa chwilowego uniesienia. Wyraz grecki użyty przez autora Dziejów Apostolskich wskazuje na trwanie cierpliwe, poniekąd nawet «uparte», związane z poświęceniem i pokonywaniem trudności. A zatem była to modlitwa najpełniejszego zaangażowania nie tylko serca, ale i woli. Apostołowie byli świadomi zadania, jakie stoi przed nimi.

Już sama ta modlitwa była owocem wewnętrznego działania Ducha Świętego […]. W czasie trwania Apostołów w jerozolimskim Wieczerniku Duch Święty działał w nich w ukryciu modlitewnego przygotowania, by w dniu Pięćdziesiątnicy stali się gotowi do przyjęcia tego wielkiego i «przełomowego» daru, poprzez który życie Chrystusowego Kościoła zostało definitywnie zapoczątkowane na ziemi” (AG, 21.06.1989).

„Modlitwa przed Rozesłaniem”


Apostołowie zostali posłani do świata przez Chrystusa. Jednak On sam im polecił, aby szli dopiero wtedy, gdy zostaną uzbrojeni mocą z wysoka (por. Łk 24, 49). Ostateczny impuls do pójścia miał pochodzić od wewnątrz, od Ducha Świętego. Najważniejszym darem Pana, bez którego nie można było wypełnić misji, było zesłanie Ducha Świętego.

Modlitwa apostołów zgromadzonych w Wieczerniku ma więc szczególny charakter. Jest modlitwą, którą poprzedza ostateczne rozesłanie. Jednoczy tych, którzy mają świadomość misji, ale mają również świadomość, że jest to misja, która ich przerasta. Posyłającym jest sam Bóg. Umocnienie do wypełnienia misji jest również na miarę boską, a nie ludzką.

Dla podkreślenia niezwykłego charakteru tej modlitwy, na którą Kościół gromadzi się w Wieczerniku w oczekiwaniu na dzień Pięćdziesiątnicy, została ona w Szkole Modlitwy Jana Pawła II nazwana „Modlitwą przed Rozesłaniem”. Każdy dzień tej modlitwy ma umacniać świadomość, że jesteśmy posłani. Z coraz większą świadomością powtarzamy za prorokiem: „Oto ja, poślij mnie!”. Coraz uważniej wsłuchujemy się w słowa Chrystusa: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Z wiarą też wołamy do Ducha Świętego, aby nas namaścił i posłał. Tylko dzięki Niemu możemy dobrze wypełnić powierzone nam zadania.

W podręczniku formacyjnym znajdują się modlitwy i teksty do medytacji na każdy dzień tej „Modlitwy przed Rozesłaniem”. Pomagają one głębiej uczestniczyć w wielkiej modlitwie Kościoła, który przyzywa Ducha Świętego. Uwieńczeniem tej modlitwy jest dłuższe czuwanie w Wigilię Pięćdziesiątnicy.

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego


Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że „skutkiem sakramentu bierzmowania jest pełne wylanie Ducha Świętego, jakie niegdyś stało się udziałem Apostołów w dniu 731 Pięćdziesiątnicy” (KKK 1302). Dzień ten jest szczególnym świętem dla wszystkich bierzmowanych. Wskazane jest, aby przy tej okazji przypomnieć ten sakrament i odnowić misję, którą każdy bierzmowany w tym dniu podjął. Oto propozycja takiego obrzędu:

P: Drodzy Bracia i Siostry! W tym świętym dniu (lub: oczekując na święty dzień) Zesłania Ducha Świętego wyraźmy wdzięczność Bogu za łaskę sakramentu bierzmowania i prośmy Go, aby Duch Pocieszyciel na nowo rozpalił w naszych sercach zapał apostolski. Dlatego pytam każdego z was:
Czy chcesz odważnie wyznawać swoją wiarę i według niej żyć, do czego Duch Święty umocnił cię w sakramencie bierzmowania?
W: Chcę.
P: Czy chcesz żyć na co dzień łaską tego sakramentu głosząc innym Ewangelię Chrystusa, czynnie uczestnicząc w liturgii Kościoła i służąc z miłością drugiemu człowiekowi?
W: Chcę.
P: Czy chcesz nieustannie wzrastać w świętości realizując powołanie, którym cię Bóg obdarzył?
W: Chcę.
P: Bóg wszechmogący, mocą swego Ducha, niech odnowi w was łaskę, którą otrzymaliście w sakramencie bierzmowania. Niech On pomnoży w was ducha mądrości i rozumu, ducha rady i męstwa, ducha umiejętności i pobożności. Niech napełni was na nowo duchem świętej bojaźni Pana. Przez Chrystusa, Pana naszego.
 W: Amen.

Szkoła modlitwy

Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________

Gołębica - symbol Ducha Świętego

Gołębica to od pierwszych wieków chrześcijaństwa główny ikonograficzny symbol Ducha Świętego. A nakazem papieża Benedykta XIV – jedyny.
Prawie zawsze Ducha Świętego malowano w postaci gołębicy – tak jak objawił się przy chrzcie Jezusa Chrystusa w Jordanie. „Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim” – takie świadectwo Jana Chrzciciela przytacza Jan Apostoł w swojej Ewnagelii. Także w Ewangeli św. Łukasza czytamy: „Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął
 chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica…”. Jednak do XV wieku, szczególnie w malarstwie ikonowym, spotykane były przedstawienia Ducha Świętego jako dorosłego męża siedzącego obok Boga Ojca i Chrystusa. Zdarzały się też, choć dużo rzadziej, innego rodzaju ukazania Trójcy Świętej, nieco szokujące – jako trzy męskie twarze zrośnięte ze sobą. Dopiero w 1628 roku papież Urban VII zabronił przedstawiać Ducha Świętego w postaci ludzkiej, a zakaz ten ponowił Benedykt XIV ponad sto lat później. I właśnie on w 1775 roku nakazał, aby Trzecią Osobę Boską ukazywać w sztuce wyłącznie w postaci gołębicy.

Dlaczego gołębica?
W narodach wschodnich gołąb zawsze kojarzony był z duchem i duszą. Mieszkańcy Syrii umieszczali nad grobowcami domki dla gołębi, albowiem gołąb był dla nich obrazem ulatującej duszy ludzkiej. W antycznej Grecji gołąb był między innymi symbolem dominacji ducha nad ciałem. W wielu cywilizacjach gołębie pełniły rolę przewodników dusz po śmierci.
W Biblii gołębica jest najczęściej wymienianym ptakiem spośród wszystkich gatunków. Uważano tego ptaka za wyróżniającego się łagodnością, delikatnością, niewinnością. Mówiono o nim, że jest „owcą pomiędzy ptakami”. W komentarzach do ksiąg biblijnych podkreślano metaliczny blask jego upierzenia, szybkość lotu i okazywanie sobie czułości przez pocałunki. „Będę wzdychał jak gołębica” – czytamy u Izajasza, który w ten sposób ukazuje Izrael oczekujący ocalenia od Boga. W jednej z homilii Orygenesa czytamy, że kto ma oczy gołębicy, czyli niewinne i czyste spojrzenie, ten widzi to, co prawe i zasługuje na miłosierdzie. Według słów św. Augustyna: „A zatem tak należało ukazać Ducha Świętego, zstępującego na Pana, aby każdy zrozumiał, iż jeśli ma Ducha Świętego, musi być prosty jak gołębica, musi z braćmi utrzymywać prawdziwy pokój, który oznaczają pocałunki gołębi.(…) A teraz zapytuję: skoro gołębica jest prosta, niewinna, bez żółci, w pokoju udzielająca pocałunku, nie ostra w pazurkach, to czy członkami tej gołębicy (Kościoła) są chciwi, rabusie, podstępni, pijacy, występni?”.
Ale przede wszystkim w Starym Testamencie gołąb to ptak, który przynosi Noemu dobrą nowinę: wypuszczony z arki nie odlatuje bezpowrotnie, jak kruk, ale wraca z zieloną gałązką w dziobie, zwiastując koniec potopu, nowe życie i Boże Miłosierdzie.
Gołębia złożyli na ofiarę w Świątyni Jerozolimskiej rodzice Jezusa podczas Jego ofiarowania. „A jeśliby nie mógł ofiarować drobnego bydła, niech ofiaruje parę synogarlic, albo dwoje gołębiąt Panu” – poleca Księga Kapłańska.

Trzej mężowie
W Księdze Rodzaju czytamy historię odwiedzin trzech osób u Abrahama, w Dolinie Mamre. Wielu wczesnych ojców Kościoła uznawało ten fragment za niejasne odwołanie się do Trzech Osób Boskich, a chrześcijański Wschód interpretował ten fragment wprost jako ilustrację dogmatu Trójcy Świętej. W sztuce wczesnochrześcijańskiej ta scena nazywana jest Gościnnością Abrahama – Philoksenia. Najsłynniejszym tego rodzaju przedstawieniem Trójcy Świętej jest ikona mnicha Andrieja Rublowa z XV wieku. Trzy Osoby Boskie w postaci aniołów siedzą wokół stołu jakby pogrążeni w rozmowie. Każda z Osób została symbolicznie opisana: postać Boga Ojca identyfikuje ukazane za Nim drzewo życia; postać Chrystusa – motyw architektoniczny (Kościół), a postać Ducha Świętego – skały (góra Tabor).

Ikonografia
W mozaikach wczesnochrześcijańskich katakumb gołąb był symbolem duszy – gołębie pijące z naczynia, źródła pamięci, symbolizowały dusze karmiące się zdrową nauką Kościoła. Nowotestamentowy wzorzec ikonograficzny Ducha Świętego związany jest z cytowanym już fragmentem chrztu Jezusa w Jordanie. W malarskich przedstawieniach chrztu Chrystusa w Jordanie, w scenach Zwiastowania i Zesłania Ducha Świętego, Trzecia Osoba Boska ukazywana jest zawsze w postaci białej gołębicy. Miało to podkreślić Jego miłość do człowieka, delikatność i prostotę, z jaką przychodzi, a także niewinność posłańca Bożego, który prowadzi nas do jedności z Bogiem za sprawą Syna Bożego. Gołąb uosabia owoce Ducha Świętego: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie.
Już w XVI w., także w przedstawieniach Trójcy Świętej, Duch Święty był ukazywany wyłącznie jako gołębica – i to zarówno w sztuce Kościoła łacińskiego, jak i w ikonach wschodniochrześcijańskich. Bóg Ojciec i Syn Boży siedzą obok siebie na tronach, a nad nimi unosi się Duch Święty. Inny rodzaj przedstawienia to ikony, na których Bóg Ojciec siedzi na tronie, na tle Jego szaty namalowany jest siedzący Syn Boży jako chłopiec, który z kolei prezentuje białą gołębicę z rozpostartymi skrzydłami – Ducha Świętego.
Jean-Paul Roux w książce „Jezus” pisze tak: „Duch Święty nad Jordanem nie jest gołębicą, ma tylko postać gołębicy. Gołębica jest ptakiem uświęconym przez składanie jej na ofiarę; odnajdujemy ją również w Księdze Rodzaju, która mówi, że Duch Boży unosił się nad wodami; po potopie gołębica przynosi Noemu gałązkę oliwną jako znak, że niszczące wody opadają i wyłania się z nich nowy świat, oczyszczony przez nie i obmyty z win. Ziemia była zanurzona i wynurzyła się, podobnie jak człowiek w wodach rzeki, i pojawił się ten sam ptak”.

DUCH ŚWIĘTY "ODNOWIONY"
DUCH SWIĘTY "TRADYCYJNY"

































Inne symbole Ducha Świętego

Ogień
W poranek Pięćdziesiątnicy Duch Święty zstąpił na Apostołów pod postacią ognistych języków. Zresztą już Jan Chrzciciel zapowiedział Chrystusa jako Tego, który będzie chrzcił Duchem Świętym i ogniem. To ten Duch, o którym Jezus powie: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię, i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął”. W duchowej tradycji symbolika ognia uważana jest za jedną z najlepiej wyrażających działanie Ducha Świętego. Artyści malujący scenę Zesłania Ducha Świętego zawsze, oprócz wizerunku gołębicy, ukazywali języki „jakby z ognia” nad głowami Apostołów i Maryi.
Z tym symbolem łączy się kolor czerwony.  

Wiatr
„Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru i napełnił cały dom, w którym przebywali” – Duch Święty ogarnia cały stworzony świat i jak wiatr wieje tam, gdzie chce, słychać Jego szum, ale nie można Go zobaczyć. Duch Święty to wiatr, który ogarnia całego człowieka. Pojęcie „Duch” jest tłumaczeniem hebrajskiego słowa Ruah, które przede wszystkim oznacza tchnienie, powietrze, wiatr.

Woda
Woda chrzcielna oznacza nasze narodzenie do życia Bożego, które jest nam udzielane w Duchu Świętym. Zostaliśmy „napojeni jednym Duchem”. Duch jest w sposób osobowy Wodą żywą, która wypływa z boku Chrystusa ukrzyżowanego i która tryska w nas na życie wieczne.

Obłok i światło
Obłok – raz ciemny, innym razem świetlisty – objawia Boga osłaniając transcendencję Jego chwały. Duch Święty zstępuje na Maryję i osłania Ją „swoim cieniem”, by poczęła i urodziła Jezusa. „Zjawił się obłok i zasłonił ich” na Górze Przemienienia. Wreszcie „obłok zabrał” Jezusa w dniu Wniebowstąpienia i objawi Syna Człowieczego w chwale w dniu Jego Przyjścia.

Natalia Budzyńska 
(nadesłane)

Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________

Św. Andrzej Bobola - Patron Polski

Następnego dnia po męczeńskiej śmierci odzyskano zmasakrowane ciało Andrzeja Boboli. Włożono je do trumny i pochowano w podziemiach pińskiego kościoła. Janowski męczennik podzielił los ponad 40 innych jezuitów zamordowanych w tym czasie na Polesiu. Zupełnie o nim zapomniano. Do czasu, aż - 44 lata później - po raz pierwszy, z woli Boga, sam upomniał się o swój kult.

     Był rok 1702. Zawierucha wojny północnej zagroziła Pińskowi. Świątobliwy rektor Marcin Godebski rozpoczął gorączkowe poszukiwania patrona, któremu chciał powierzyć opiekę nad pińskim Kolegium Jezuitów. W niedzielny wieczór 16 kwietnia ukazał mu się jakiś nieznany jezuita o budzącej sympatii świetlistej twarzy. "Szukasz patrona, który ochroni Kolegium? Masz przecież mnie. Jestem twoim współbratem. Andrzejem Bobolą, zabitym przez Kozaków w obronie wiary. Odszukaj moje ciało. Bożą wolą jest bowiem, żebyś oddzielił mnie od innych" - powiedział duch.
     Ks. Godebski polecił odszukać trumnę. Nie było to łatwe. Przez dwa dni bezskutecznie przetrząsano wilgotne czeluście kościelnej krypty. Wśród rozpadających się trumien nie było trumny Boboli. Drugiego dnia wieczorem Andrzej Bobola objawił się zakrystianinowi Prokopowi Lukaszewiczowi, instruując go dokładnie, gdzie znajduje się miejsce pochówku. Trzeciego dnia udano się we wskazane miejsce i po kilku zaledwie sztychach łopatą odsłonięto tabliczkę z nazwiskiem Boboli. Po otwarciu trumny oczom zgromadzonych ukazało się zmaltretowane ciało męczennika. Rektor rozpoznał w zmarłym osobę, która nawiedziła go nocą. Mimo wielu lat przechowywania w wilgotnej krypcie, ciało jezuity było takie jak w chwili śmierci a krew nadal czerwona. Uznano to za cud. Złożono je w krypcie i od tej pory przed męczennikiem modliły się rzesze ludzi. Kolegium i miasto otrzymało swojego patrona. Kult Andrzeja Boboli rósł lawinowo. Wypraszano za jego wstawiennictwem wiele łask. Rozpoczęto starania o beatyfikację. Przerwały je rozbiory i kasata zakonu jezuitów.
Spełnione proroctwo
     Po raz drugi Andrzej Bobola przypomniał o sobie w
Wilnie w 1819 r. W wileńskim klasztorze przebywał wówczas dominikanin o. Alojzy Korzeniewski, fizyk i kaznodzieja, prześladowany przez carskie władze. Pewnego dnia w wieczornej modlitwie zwracał się on do Andrzeja Boboli, zawierzając mu sprawę niepodległości Polski. Właśnie miał kłaść się spać, gdy ujrzał przed sobą jezuitę, do którego przed chwilą się zwracał. Duch Boboli kazał mu otworzyć okno. Korzeniewski zrobił to i zamiast klasztornego wirydarza ujrzał rozległą równinę. Tajemniczy gość wyjaśnił mu, że to ziemia pińska, na której został zamęczony za wiarę. Zdziwiony dominikanin ujrzał następnie wojnę, podczas której wiele narodów walczyło przeciw sobie z niespotykaną zawziętością. "Gdy wojna, której masz obraz przed sobą, zakończy się pokojem, Polska zostanie odbudowana i ja zostanę uznany jej głównym patronem" - wyjaśnił duch. Przepowiednię przypomniano 30 lat później, ale wówczas podchodzono doń z rezerwą. Dopiero po 100 latach proroctwo okazało się prawdą.
     W 1826 r. wznowiono proces beatyfikacyjny Boboli. Spośród setek nadzwyczajnych łask wybrano trzy ewidentne cuda, za cud uznano również niewytłumaczalny doskonały stan zwłok męczennika. W 1853 r. Pius IX wpisał męczennika w poczet błogosławionych.
     Po beatyfikacji kult jezuity ponownie się ożywił. W 1920 r. - w obliczu sowieckiego zagrożenia relikwię ręki bł. Andrzeja obnoszono w procesji po ulicach Warszawy, błagając jego, Matkę Bożą i bł. Władysława z Gielniowa o ratunek. I cud się zdarzył - "Cud nad Wisłą", który odmienił losy wojny.
Cegła i "Higieniczna Wystawa"
     Ciało męczennika znajdowało się wówczas w Połocku, przewiezione tam z Pińska w obawie przed zniszczeniem zwłok przez prawosławnych bazylianów. Kult Błogosławionego szerzył się jednak także wśród wyznawców prawosławia. By zahamować tę tendencję, w 1886 r. władze carskie wysłały do Połocka specjalną komisję, która miała za zadanie usunąć relikwie. Kiedy jednemu z "komisarzy", dowcipkującemu na temat "polskich metod wyrabiania świętych", spadła na głowę cegła, ciało męczennika zostawiono w spokoju. Kolejną komisję - w 1922 r. - wysłali do Połocka bolszewicy. Tym razem jej zadaniem było zbadanie i potwierdzenie "religijnego oszukaństwa". Bolszewicy wyjęli ciało z trumny i cisnęli nim o ziemię. Ku ich zdziwieniu zwłoki nie rozsypały się. Miesiąc później uzbrojeni bolszewicy porwali ciało i zawieźli je do Moskwy. Ukryto je w magazynie gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia. "Wykupili" je dyplomaci watykańscy w zamian za dostawy zboża dla głodujących Rosjan.
Triumfalny powrót
     Po "Cudzie nad Wisłą" rozpoczęto starania o kanonizację. Zabiegał o nią sam Józef Piłsudski. Aktutego dokonał Pius XI 17 kwietnia 1938 r. Rozpoczął się triumfalny powrót męczennika z Rzymu do Polski. Tłumy ludzi ze łzami w oczach witały Świętego na trasie przejazdu specjalnego pociągu i w kościołach Lubiany, Budapesztu, Bratysławy, Ostrawy a zwłaszcza w polskich miastach - Dziedzicach, Oświęcimiu, Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Kaliszu, Łodzi i Warszawie. Relikwię umieszczono w specjalnej trumnie-relikwiarzu w warszawskiej kaplicy oo. Jezuitów przy ul. Rakowieckiej. Rok później wybuchła wojna. Trumna - skutecznie ukrywana w różnych kościołach przed okupantem i niemal cudem uchroniona przed bombardowaniem - po wojnie powróciła na swoje miejsce. Przewieziono je w konspiracji przed sowiecką władzą jako "zwłoki jednego księdza".
Domagał się kultu
     Do kolejnych - współczesnych nam - objawień św. Andrzeja Boboli doszło w podsanockiej Strachocinie - wsi, którą od 1930 r. uznawano za miejsce narodzin świętego. Na strachocińskiej plebanii straszyło jeszcze przed wojną. Poprzedni proboszczowie i ludzie przebywający na plebanii słyszeli dziwne odgłosy, tajemnicza zjawa siadała na łóżku, ściągała kołdrę, stąpała pod drzwiami, spadały lampki, brewiarz, z pustego chóru zleciał kamień, huśtał się żyrandol w kościele. Księża bali się mieszkać na plebanii, a jeden z nich w nocy uciekał nawet na drzewo.
     Wskutek odwiedzin nieznanego ducha uszczerbku na zdrowiu doznał ks. Ryszard Mucha. Trafił do szpitala. W 1983 r. zastąpił go ks. Józef Niźnik. Wprowadzając się na plebanię nie wiedział nic o nocnych strachach. W nocy z 10 na 11 września obudziło go uderzenie w rękę. Jego oczom ukazała się "smukła, na czarno ubrana" zjawa "z czarną brodą". Ksiądz myślał, że to napad i z krzykiem rzucił się w kierunku intruza. Zjawa oddaliła się w kierunku okna i znikła. Wystraszony kapłan do rana nie mógł zmrużyć oka. Rano od siostry zakrystianki dowiedział się całej prawdy. Kilka następnych nocy spędził w sąsiednich plebaniach. Po rozmowie z chorym proboszczem zaintrygowany ks. Niźnik zrezygnował ze studiów na KUL-u i postanowił zostać w Strachocinie na dłużej. Objął probostwo. Jeszcze wielokrotnie w ciągu kolejnych czterech lat o godz. 2.10 na plebanii pojawiał się ten sam duch. Ksiądz skojarzył zjawę z osobą Andrzeja Boboli. Dotarł do informacji, że ojciec Pio powiedział pewnej polskiej zakonnicy, że św. Andrzej domaga się kultu w Strachocinie. 16 maja 1987 r. w 330. rocznicę śmierci męczennika ks. Niźnik powiedział swoim wiernym, że powinni go czcić. "Chcemy Ciebie, Andrzeju Bobolo" - wołał. W najbliższą noc zjawa - po charakterystycznym pukaniu - pojawiła się po raz ostatni. W księdzu zrodziło się wówczas wewnętrzne przekonanie, że tajemniczym nieznajomym z zaświatów był sam... św. Andrzej Bobola. W 1988 r. uroczyście wprowadzono relikwie świętego i umieszczono je w wybudowanym ku jego czci ołtarzu, a ks. Niźnik do dziś jest kustoszem strachocińskiego sanktuarium.

Henryk Bejda 
Adonaj.pl

Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________