"Cnota" humoru w służbie wiary
Bóg jest nieskończonym miłosierdziem. Dawidowi przebaczył jego
cudzołóstwo i morderstwo, przebaczył celnikowi, który był zdrajcą
i chciwcem, przebaczył bandycie na krzyżu. Jest jednak coś takiego, co
uniemożliwia Panu Bogu rozlanie swojego miłosierdzia i czego Pan Bóg nie
może w tobie znieść - to twoja niczym nie zachwiana absolutna powaga,
to, że czujesz się kimś ważnym. Wtedy Pan Bóg jakby rozkłada ręce. Twoje
poczucie ważności jest dla Niego czymś śmiesznym, absurdalnym. "Śmieje
się Ten, który mieszka w niebie" (Ps 2, 4). Gdy popatrzysz na siebie w świetle wiary, zobaczysz, że wszystkie twoje roszczenia do absolutnej powagi i uznania są naprawdę śmieszne.
Poczuciu własnej ważności przeciwstawia się w dużej mierze "cnota"
humoru. Okazuje się ona bardzo potrzebna do tego, by wzrastała w nas
wiara jako widzenie świata we właściwym świetle i we właściwych
proporcjach. Humor to widzenie świata na osi absurdu i niedorzeczności.
Mamy patrona humoru - św. Tomasza More. Na ten temat mamy też pokaźną
literaturę takich autorów, jak: G.K. Chesterton, C.S. Lewis, B. Marshal,
F. Sheed i inni. Piszą oni o religijnej wartości komizmu, o humorze
jako zabiegu religijnym na usługach wiary, o "teologii" humoru.
"Cnota" humoru, ustawienie czy też zobaczenie świata w kategoriach absurdu stanowi zabieg religijny, który może mieć wartość egzorcyzmu.
Gdy walczysz z falą pokus, falą natrętnych myśli, które potrafią cię
umęczyć, nie wstępuj w szranki w walce z szatanem, bo on jest silniejszy
od ciebie, ale staraj się z niego zakpić, zlekceważyć go. Użyj tego
"egzorcyzmu", jakim jest religijne poczucie humoru. Kpiąc sobie
z szatana odrzucasz jego atak w sposób najbardziej skuteczny. Szatan wyśmiany jest najmocniej uderzony, ponieważ on, tak śmiertelnie poważny, bardzo boi się kpiny, dlatego zmuszony jest od ciebie odstąpić.
Chrześcijańskie poczucie humoru pomoże ci też w zapasach z drugim
przeciwnikiem, jakim jest twoje własne "ja". To też bożek śmiertelnie
poważny, nietykalny i absolutny. Nie można go tknąć ani z niego zakpić,
nie można urazić ni skrytykować. Humor w walce z nim staje się
religijnym zabiegiem i aktem wiary, kiedy patrząc na siebie próbujesz
zobaczyć to własne "ja" we właściwym świetle: Przecież tak naprawdę to
jestem takim małym "nic". Dlaczego więc robię z siebie centrum świata,
dlaczego moje sprawy uważam za najważniejsze, dlaczego aż tak bardzo
przeżywam swoje porażki i trudności - i jestem taki śmiertelnie poważny.
Przecież wystarczyłoby spojrzeć na to wszystko z odrobiną pobłażania,
żeby zobaczyć, że to, czym tak się martwię, czego się lękam, o co się
troszczę, jest wręcz śmieszne wobec tej jedynej ważnej rzeczywistości,
jaką jest Bóg.
Chrześcijański humor jest zabiegiem strącania bożka twojego "ja" z tronu.
Gdy dostrzeżesz komizm sytuacji, w których twoje "ja" zasiada na
tronie, to przynajmniej na pewien czas sytuacje te zostaną ośmieszone
i ukażą się jako niegroźne dla ciebie. Zdemaskowana zostanie twoja
próżność i pycha, ośmieszone i zdemaskowane to, co pretendowało do
wielkości czy do rodzącego w tobie lęk zagrożenia. Stąd religijny zabieg
humoru ma doniosłą rolę również w zachowaniu psychicznej równowagi
człowieka.
Humor to "zabieg religijny", dzięki któremu potrafisz sobie
powiedzieć: Patrz, jaki jesteś niedorzeczny, troszczysz się o byle
głupstwo, masz tyle zmartwień, niszczysz swoje zdrowie, a przecież to
wszystko jest jak proch, jak śmiecie i ostatecznie może okazać się bez
wartości. Spróbuj popatrzeć na swoje życie w świetle wiary, spróbuj zażartować z siebie.
To może być trudne, bo "cnota" humoru wymaga niekiedy heroizmu, ale ona
ułatwi ci ustawienie we właściwych proporcjach tych dwu rzeczywistości:
Boga i ciebie, a tym samym oczyści z egoizmu i wzmocni twoją wiarę.
Pokaże ci z wielką ostrością, że w twoim życiu tak naprawdę ważny jest
tylko Bóg. Dlatego nie rób z siebie centrum świata. Zobacz siebie takim małym ziarenkiem piasku - jak mówiła o sobie św. Teresa - takim małym "nic", o które naprawdę nie warto się tak zbytnio troszczyć, martwić i niepokoić. "Módl się Siostro - prosiła Święta - aby ziarnko piasku stało się atomem, wrażliwym jedynie na spojrzenie Jezusa!" (L. Ag. 8 I 1889).
Chrześcijańskie poczucie humoru uczyni cię wolnym od samego siebie.
Pozwoli na przewartościowanie w świetle wiary wszystkich wartości
i poznanie, że wszystko, co dzieje się dookoła ciebie, jest naprawdę
śmiesznie mało ważne - wszystko z wyjątkiem Boga. Pozwoli ci na
zdemaskowanie wartości pozornych. Twoja praca, plany i trudności,
polityka i to, co dzieje się w twoim środowisku, wszystko to jest
ostatecznie w zestawieniu z tą wartością, jaką jest Bóg, prochem i pyłem.
W tym duchu liturgią Środy Popielcowej rozpoczynamy każdy Wielki Post,
kiedy kapłan posypuje ci głowę popiołem i mówi, że prochem jesteś
i w proch się obrócisz - prochem, a więc czymś śmiesznie mało ważnym.
Prochem jesteś ty, ale i to wszystko, do czego jesteś przywiązany, na
czym ci bardzo zależy, a także to, czego się boisz. Dzięki "cnocie"
humoru otworzysz się bardziej na Boga, będzie w tobie więcej miejsca dla
Niego, bo potrafisz wszystko inne zobaczyć we właściwych proporcjach -
jako proch i pył, potrafisz ustawić to na osi absurdu.
W tych kategoriach możemy zobaczyć na przykład nawrócenie św.
Franciszka z Asyżu. - Kiedy rzucił on wszystko pod stopy ojca, aby pójść
za głosem Boga, wtedy nagle stał się wolny, a cały świat jakby odwrócił
się do góry nogami. "Kto ujrzał cały świat wiszący na włosku
Miłosierdzia Boskiego, ten właśnie dojrzał prawdę [
]. Kto miał widzenie
swego rodzinnego miasta odwróconego górą na dół, ten widział je we
właściwy sposób [
]. Człowiek, który widział hierarchię odwróconą do
góry nogami, będzie zawsze miał lekki uśmiech wobec jej prerogatyw" (G.
K. Chesterton, Święty Franciszek z Asyżu, 76-77). Światem
Franciszka z Asyżu, jego krajem i ojczyzną był Asyż, feudalne
miasteczko, otoczone fosą, murami i narożnymi wieżyczkami. "wczesne
społeczeństwo Asyżu było taką poważną piramidą kilku podporządkowanych
sobie grup społecznych. Poważni ojcowie miasta, poważna szlachta,
mieszczaństwo, chłopi. I nagle ten świat odwrócił się do góry nogami
i w oczach Franciszka stał się czymś śmiesznie mało znaczącym.
Wystarczył jeden gest, aby ten ważny Asyż, świat poważnych ojców miasta,
panów, szlachty, załamał się i runął. To wszystko widziane przez
Franciszka na osi absurdu stało się jak proch i pył. W obliczu Boga siły
ludzkie ukazały się jako śmiesznie małe i nieważne. Franciszek
zrozumiał, że jest tylko jedna jedyna rzeczywistość ważna, poważna, dla
której warto żyć - Bóg i Jego wola. To z woli Bożej nigdy nie można się
śmiać, to ją trzeba ukochać. Trzeba ufnie, jak dziecko, trzymać się
tego, co jest jedynie ważne.
U podstaw większości grzechów leży taka niczym nie zachwiana ważność i absolutna powaga. Grzeszysz, ponieważ jesteś taki ważny.
Odrzucenie tej ważności w ramach chrześcijańskiego humoru, pisze
Walter Kasper, uzdalnia nas do "pogodnego i prawdziwie ludzkiego
istnienia" (Rzeczywistość wiary, 108). Humor wykazuje śmieszność
naszych pretensji do znaczenia. Jego zaś brak i towarzyszące temu często
rozdrażnienie to jeden z bardzo poważnych zarzutów wysuwanych pod
adresem współczesnych chrześcijan.
Ludźmi śmiertelnie ważnymi byli faryzeusze. Byli oni tak pewni swojej
powagi i znaczenia, a tym samym tak przywiązani do własnej wizji świata
i Boga, że na zarzuty reagowali agresją. Faryzeizm jest odwrotnością
prostoty, którą cechuje płynąca z życia w prawdzie i widzenia w prawdzie
samego siebie wolność. Jest jednocześnie zaprzeczeniem postawy
ewangelicznego dziecka, uznającego własną słabość i dzięki temu wolnego
od poczucia ważności. Trzeba pamiętać, że grzech przeciwko Duchowi
Świętemu polega między innymi na tym, że człowiek nie chce uznać prawdy
o sobie, nie chce uznać własnej słabości.
Nadprzyrodzony humor, pozwalający nam zobaczyć rzeczywistość ludzką
i Bożą we właściwych proporcjach, umożliwia uzyskanie większego
dystansu, oderwania i większej wolności. Dystans do zdarzeń i do siebie samego, osiągany dzięki zmysłowi humoru, pozwala bardziej żyć Ewangelią,
pozwala na takie przestawienie wartości, że własne życie i własne
sprawy przestają być czymś najważniejszym. Pozwala ci unikać zabiegania,
zbytnich trosk, pochłonięcia przez pracę, aby dosłyszeć Chrystusowe
wezwanie, że tylko jednego potrzeba (por. Łk 10, 42). Dzięki
"cnocie" humoru niepowodzenia i przegrane nie urastają do rangi klęsk
życiowych, a wsparta humorem wiara może wprowadzić cię nawet na szczyty
oderwania i ewangelicznej wolności, wyrażone w Pawłowej zasadzie
używania świata tak, jakby się go nie używało: "Trzeba więc, aby ci,
którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą,
tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie
radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy
używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali" (1 Kor 7, 29-31). Św. Jan od Krzyża zachęca cię: "Staraj się, by wszystkie rzeczy były niczym dla ciebie i ty niczym dla nich" (Rady i wskazówki, II, 14).
Święta Teresa od Dzieciątka Jezus mówiła o sobie, że jest ziarnkiem
piasku, takim małym "nic". Tak wyrażała się jej postawa dziecka,
postawa, w której nie było nic z tej śmiertelnej powagi, leżącej
u podstaw wielu naszych grzechów. Przecież większość grzechów w stosunku
do bliźnich stąd właśnie wynika, że z byle powodu czujemy się obrażeni
i urażeni, że na punkcie własnej osoby jesteśmy tak wrażliwi, tak często
nadwrażliwi i drażliwi. Wszystkim wrażliwcom, nadwrażliwcom
i drażliwcom konieczny jest zmysł humoru, który uwalnia, przynosi
wolność od samego siebie. Dla człowieka przewrażliwionego na swoim
punkcie nawet najdrobniejszy szczegół urasta do ogromnych rozmiarów.
Gdybyśmy umieli reagować na te przeróżne konflikty, spory
i nieporozumienia z humorem, gdybyśmy pozwolili, żeby się z nas trochę
pośmiano, jak bardzo wzrosłaby wtedy nasza pokora, wiara i miłość. W świetle wiary ważna jest przecież tylko jedna rzeczywistość, z której nie wolno się śmiać - Bóg.
Próbuj patrzeć na siebie i na to, co dzieje się wokół ciebie, mniej
poważnie, a bardziej w świetle wiary. Zobaczysz wtedy, jak często to, co
tak przeżywasz, godne jest uśmiechu i pobłażania. Próbuj uśmiechać się do siebie i z siebie.
Próbuj naśladować Boga, który musi mieć przecież niezwykłe poczucie
humoru - wystarczy pomyśleć, że to ciebie wybrał jako swojego
współpracownika w tym wielkim dziele, jakiego dokonuje. Czy nie jest to
wyrazem Jego niezwykłego poczucia humoru?
U świętych "cnota" humoru osiągała taki stopień heroizmu, że jaśniała
nawet w obliczu wielkiego cierpienia czy śmierci. Tomasz More, człowiek
święty, ale przecież tylko człowiek, przeżywający tak jak i my zwykłe,
rodzące się w sferze psychofizycznej lęki, od których nikt nie jest
wolny, od których nie był wolny nawet sam nasz Zbawiciel, na pewno bał
się ćwiartowania i tych tortur, które mu zapowiadano. Później zmieniono
tortury na ścięcie. Przed wejściem na szafot podszedł do niego syn,
który płakał i prosił o błogosławieństwo. Atmosfera była bardzo poważna,
trudna do zniesienia. Potrzebny był religijny zabieg humoru. Tomasz
More powiedział wtedy do oficera kierującego egzekucją, który też był
śmiertelnie poważny: "Proszę cię, panie Poruczniku, pomóż mi wejść na
górę, z powrotem poradzę sobie sam". Taki pełen humoru uśmiech w obliczu
własnej śmierci.
Król Henryk VIII zabronił mu mówić - wiadomo, co może zrobić z ludźmi
taki człowiek, którego poczucie humoru nie opuszcza nawet w obliczu
śmierci, jaka to potęga; przecież człowieka o autentycznym poczuciu
religijnego humoru nawet szatan się boi, a co dopiero Henryk VIII. Nie
było więc żadnej mowy, skazany uklęknął, a zmówiwszy modlitwę zwrócił
się do kata i z pogodnym obliczem rzekł mu: "Nabierz ducha, człowieku
i nie lękaj się spełnić swej powinności. Moja szyja jest bardzo krótka,
bacz zatem, byś krzywo uderzając nie stracił dobrej sławy" (W. Roper, Żywot Tomasza More,
65). - To były ostatnie słowa Tomasza More. Potrafił zażartować
z samego siebie, ustawić siebie i swoje sprawy, nawet własną śmierć na
osi absurdu. Bo przecież w obliczu Boga, jedynej rzeczywistości, dla
której warto żyć, również nasza śmierć nie jest ważna. Trzeba było mieć
naprawdę duszę dziecka i trzymać się mocno ręki Ojca, żeby żartować
nawet w obliczu własnej śmierci. Zrobił to ktoś, kto wcześniej często
modlił się o chrześcijański zmysł humoru:
Zechciej mi dać duszę,
której obca jest nuda,
która nie zna szemrania, wzdychań i użaleń,
i nie pozwól, ażebym kłopotał się zbyt wiele
wokół tego panoszącego się czegoś,
które nazywa się "ja".
Panie, obdarz mnie zmysłem humoru.
Daj mi łaskę rozumienia się na żartach,
ażebym zaznał w życiu trochę szczęścia,
a i innych mógł nim obdarzać.
Amen.
Congregavit nos in unum Christi amor http://adam-czlowiek.blogspot.com/ ________________________________