Listopad
skłania nasze myśli do większej zadumy nad przemijaniem naszego
ziemskiego życia, do zadumy nad wiecznością. Myślimy więcej o naszych
Zmarłych. Ta nasza zaduma przesiąknięta jest atmosferą tajemniczości, a
czasem lęku. Boimy się samego momentu śmierci, bo będzie on oznaczał
koniec tego, co dla nas bliskie, znajome, ale też boimy się tego, co
dalej, bo nieznane, bo jeszcze nikt stamtąd nie nakręcił filmu i nie
przesłał nam, byśmy się oswoili z tamtą rzeczywistością.
Ale czy naprawdę musimy się lękać? Jezus pyta: Czemuż się lękasz, dziecię moje, Boga miłosierdzia?
(Dz. 14485). Bo przecież tamta rzeczywistość, to nieznane, czyli
wieczność, czyli niebo - to On. Najlepiej rozumieli to Święci. Całe ich
życie było biegiem ku Niebu, wszystko było podporządkowane tej jednej
wielkiej tęsknocie. Święta s. Faustyna tak wyraziła to, co działo się w
jej sercu:
Z tęsknotą patrzę w niebo gwiaździste,
W szafir niezgłębionych firmamentów.
Tam do Ciebie, Boże, rwie się serce czyste
I pragnę się wyzwolić z cielesnych pętów.
Z tęsknotą wielką patrzę na ciebie,
ojczyzno moja,
Kiedyż się skończy to moje wygnanie -
Tak woła do Ciebie, Jezu, oblubienica Twoja,
Która z tęsknoty za Tobą przechodzi konanie.
Z tęsknotą patrzę na świętych ślady,
Którzy przeszli przez puszczę tę do ojczyzny,
Zostawili mi przykład cnoty i swe rady
I mówią mi - cierpliwości, siostro,
już niedługo spadną więzy.
Lecz dusza stęskniona nie słyszy tych słów,
Ona pragnie gwałtownie swego boga i Pana
I nie rozumie ludzkich mów,
Bo w Nim samym jest rozmiłowana [...]
(Dz. 1304)
Im człowiek bliżej
jest Boga tu na ziemi, tym bardziej tęskni za Niebem. Śmierć przestaje
być straszna, a zaczyna oznaczać początek nowego, pięknego życia.
Zaczyna oznaczać spotkanie twarzą w twarz z Tym, którego teraz
doświadcza poprzez wiarę. I wtedy nawet przy zwykłych życzeniach na
urodziny: "Żyj sto lat!", chciałoby się zakrzyknąć: "Nie! Czego wy mi
życzycie? Sto lat? A przecież ja chcę już teraz. Moja ojczyzna jest w
niebie". Ale okrzyk powstrzymuje inna racja: "Nie moja wola, lecz Twoja
niech się stanie" (Łk 22, 42).
Tak, ale właściwie
to miałam pisać o Miłosierdziu. A gdzie w tym wszystkim jest
Miłosierdzie? - Przecież On to Miłosierdzie. A ja nie zasługuję na
Niebo, ono mi się nie należy. Znaleźć się mogę w nim jedynie z
Miłosierdzia Bożego. A gdy jednak trafię do czyśćca? To gdzie tam znajdę
Miłosierdzie, przecież tam, to jedynie cierpienie? - Ksiądz Sopoćko
napisał: "Czyściec to ostatni wysiłek miłosierdzia: na nim widnieje
napis Miłosierdzie Boże" (Rekolekcje, s. 20).
Co tu dużo mówić,
przecież mogło być albo - albo, albo owca - albo kozioł (por. Mt 25,
31-46), albo niebo - albo piekło. A Bóg walczy o każdego człowieka do
ostatniej chwili jego ziemskiego życia, i później daje jeszcze ratunek,
daje swój "ostatni wysiłek miłosierdzia".
Dziękujmy Bogu za
Jego wielkie Miłosierdzie i nie zapominajmy o modlitwie za naszych
zmarłych, gdyż niektórzy z nich może jeszcze nie dotarli do niebieskiej
ojczyzny.
s. Estera Rudź, ZSJM
Congregavit nos in unum Christi amor http://adam-czlowiek.blogspot.com/ ________________________________